Strona:Karol May - Szut.djvu/255

Ta strona została skorygowana.
—   231   —

stali z Golkondy i wypalona potem w żarze ognia z wielbłądziego nawozu. Po jednej stronie widniał wyraźny napis! „Dir bahlak — miej się na baczności!“ a na drugiej: „Iskihni dem — daj mi się krwi napić!“ Była tak elastyczna, że mogłem ją prawie koło nogi owinąć.
— No, Halefie — spytałem hadżego — czy ta szabla rzeczywiście nie przystaje do tamtych rzeczy?
— Ktoby to był pomyślał — odrzekł. — Jest stanowczo prawdziwa.
— Naturalnie! Ona posiada wartość daleko większą, niż wszystko, co z nią w jamie leżało. Zarazem zaprzecza twierdzeniu, jakoby takich prawdziwych kling nie wyrabiano w Damaszku, lecz tylko w Meczedzie, Heracie, Kermanie, w Sziras, Ispahanie i Khorassanie. Pokażę wam, jak się taką stal próbuje.
Obok leżał drewniany kloc, którego używano prawdopodobnie zamiast stołka. Na nim położyłem kamień wielkości dwu pięści, aby go przeciąć szablą. Próba udała się za pierwszym ciosem, a ostrze klingi nie wyszczerbiło się ani trochę.
— Do stu piorunów, prawdziwa! — zawołał lord. — A to ładne odkrycie! Odkupuję od was tę szablę. Ile chcecie za nią?
— Nic.
— Jakto? Nic? Nie dacie mi jej chyba za darmo!
— Nie. Nie mogę jej ani sprzedać, ani darować, ponieważ nie jest moja.
— Ale nie znacie właściciela!
— Będziemy się więc starali dowiedzieć czegoś o nim.
— A jeśli to będzie niemożliwe?
— To oddamy te rzeczy władzy. Zbroję prawdopodobnie skradziono, a jej prawowity właściciel powinien ją otrzymać z powrotem. Przypuszczam sir, że nie jesteście innego zdania.
— Właśnie, że innego, całkiem innego! Czy chcecie tutaj czekać miesiącami i przeszukiwać kraj cały za tym, do kogo zbroja należy? Czy sądzicie, że urzędnik