Strona:Karol May - Szut.djvu/258

Ta strona została skorygowana.
—   234   —

— Ciężkie. — rzekł. — Sądzę, że zawierają ładny pieniądz.
Węglarz wybuchnął zajadle przekleństwem i zawołał:
— Nie porywajcie się na te pieniądze! To moja własność!
— Milcz! — odparłem. — To nieprawda, gdyż twierdziłeś dopiero przed chwilą, że nie posiadasz innych skarbów.
— Czy muszę ci mówić o wszystkiem?
— Nie, ale szczerość byłaby tu wskazana. Twoje kłamstwa dowodzą właśnie, że nie przysługuje ci żadne prawo do tych rzeczy.
— Czy miałem wam nato pokazać swoje mienie, żebyście mi je zrabowali?
— Jesteśmy ludźmi uczciwymi i nie zabralibyśmy ci ani para, gdybyśmy byli przekonani, że te pieniądze rzeczywiście są twoje. Zresztą powinno to być dla ciebie obojętne, czy przywłaszczymy sobie te rzeczy, czy nie: ty i tak je utracisz, bo ciebie czeka śmierć pewna.
Tymczasem odwinięto szmaty i otworzono sakiewki. Były uszyte ze skóry jakiegoś dzikiego zwierzęcia. Na jednej stronie miały perłowe ozdoby, które otaczały w środku umieszczone imię i nazwisko „Stojko Witeź“. Napis wykonany był kirylicą, której używają w Serbii i przytykających do niej górskich okolicach. Witeź znaczy rycerz. Stąd łatwy wniosek, że właściciel tych pieniędzy nosił nazwisko Witeź, ponieważ przodkowie jego byli witeziami, czyli rycerzami. Z ich czasów pochodziła też zbroja. Obecnie widzieć można w owych stronach niekiedy łańcuszkowe, lub łuskowe pancerze, noszone tylko podczas pokojowych uroczystości, gdyż nie zdołałyby się oprzeć dzisiejszej broni palnej.
— Czy umiesz czytać? — zapytałem węglarza.
— Nie — odpowiedział.
— Wołają cię: Szarka, ale to jest tylko imię. A jak ci na nazwisko?