Strona:Karol May - Szut.djvu/270

Ta strona została skorygowana.
—   246   —

— Nie wierzę. Jak wysoko nad ziemią zrobione jest wejście do wieży?
— Wysokości może pięciu ludzi.
— Tam były dawniej komnaty, a pod niemi musiały się znajdować inne, które pewnie są i do dzisiaj. Nie budowano chyba wieży na piętnaście łokci w górę, nie zostawiając w środku wolnej przestrzeni.
— Jednak tak jest, gdyż mimo najtroskliwszego szukania nie zdołano znaleźć drogi na dół. Wieża wygląda jak kolumna, pełna od dołu aż do wspomnianej wysokości, a wydrążona dopiero na górze. Mimoto są pod nią właśnie, ale tylko przypadkowo, próżne miejsca, nie stojące z nią w żadnym związku. Nie były też z wieżą nigdy połączone. To są jaskinie gymisz laghymy[1], które znajdowały się tam w dawnych czasach. Szyb, który prowadził z góry do ziemi, zasypano, a krzaki i drzewa tak go zarosły, że go znaleźć nie można. Biegł tam także ganek podziemny od brzegu rzeki do szybu, a służył albo do spływu wody z kopalni, albo do sprowadzania jej z rzeki. Wejście tej sztolni również zamurowano i nikt o niej nie wiedział, dopóki nie odkrył jej przypadkiem jeden z naszych przyjaciół. Tym podkopem musisz wejść do kopalni. Ciągnie się on daleko w głąb ziemi i kończy wielką okrągłą komnatą, z którą łączy się kilka innych.
— W jednej z nich siedzi Stojko?
— Tak jest.
— A w której?
— W tej, która jest wprost naprzeciwko sztolni.
— Ale ona zamknięta.
— Tylko drewnianym ryglem, który łatwo odsunąć.
— A czy gankiem podziemnym można iść dobrze?

— Tak dobrze, że światła w nim nie potrzeba. Prowadzi całkiem prosto i regularnie wznosi się zwolna, tylko dno ma wyłożone trochę ślizkiemi deskami. Tworzą one rodzaj pomostu w jednem miejscu nad rozpad-

  1. Kopalnie srebra.