Strona:Karol May - Szut.djvu/274

Ta strona została skorygowana.
—   250   —

Czyńcie, co wam się podoba; dżehenna będzie w każdym razie waszym udziałem!
— Piekło? Śmierć? O nie! Mylisz się znowu co do nas. Powiedziałeś mi o wiele, o wiele więcej, niż chciałeś. Każesz się nazywać alimem, uczonym, a jesteś taki głupi, że mnie litość zbiera nad tobą. Wszak pouczyłeś mię całkiem wyraźnie, na jakie wystawiamy się niebezpieczeństwa.
— Ja? Przecież ja ich sam nie znam.
— Nie usiłuj wywieść mnie w pole! Przekonałem cię już, że tego nie potrafisz. Pierwsze niebezpieczeństwo czeka nas na gościńcu między Koluczinem a Rugową. Tam czyhają Aladży, którzy ci towarzyszyli. Szut postarał się o uzbrojenie ich na nowo i dodał im pewnie jeszcze kilku towarzyszy. Pojedziemy prawdopodobnie gościńcem, gdyż nie boimy się naszych wrogów, ale niechaj się oni nas strzegą. Jeśli znowu na nas napadną, nie będziemy oszczędzać ich życia.
Zaśmiał się, chcąc ukryć zakłopotanie.
— To myśl bardzo śmieszna! — rzekł. — Aladży pewnie wam nic nie zrobią; cieszą się, że stąd umknęli.
— No, zobaczymy! Drugie niebezpieczeństwo, daleko większe, grozi nam w kurytarzu podziemnym na tem miejscu, gdzie przechodzić będziemy po deskach nad rozpadliną. Zapowiadam ci, że nie wejdziemy na nie, jeśli nie zbadamy ich wprzód dokładnie. Może są tak umieszczone, że nieobeznany z miejscem, wstępując na nie, musi wpaść do szczeliny. Nam się to pewnie nie zdarzy. W okrągłej komnacie, gdzie ty umieściłeś niebezpieczeństwo, będziemy zupełnie spokojni, że nam się nic nie stanie.
Wyrzucił przekleństwo i tupnął nogą, nie odzywając się już ani słowem.
— Widzisz chyba, że cię przejrzałem — mówiłem dalej. — Wiem, że mnie okłamałeś. Starałeś się odwrócić moją uwagę od rzeczywistego niebezpieczeństwa. Nie będę się z tobą już dalej spierał, ani ci tego odpłacał. Psy kąsają; to już ich natura, a wy psami jesteście.