Strona:Karol May - Szut.djvu/282

Ta strona została skorygowana.
—   258   —

się, że chciał być bardzo przebiegłym, ale popełnił właśnie największe głupstwo. Lubił wyszukiwać przygody, lecz najczęściej padał ich ofiarą.
— Czy najęliście tłómacza i służących już w Antiwari? — spytałem.
— Tak. Potem pojechaliśmy do Skutari. Droga była przykra, twardo brukowana, a miejscami powyrywana, aby ją na wypadek wojny uczynić trudną do przebycia. Następnie posuwaliśmy się godzinami przez bagna i przybyliśmy bardzo powalani, ale szczęśliwie, do Skutari, gdzie zapytałem natychmiast o mieszkanie Galingrégo i poszedłem do niego.
— Kto was przyjął?
— On wyjechał, jak już powiedziałem, do Pristiny. Zaprowadzono mnie do kantoru, zupełnie pustego, ponieważ interes już był sprzedany. Przyjął mnie jego dysponent, człowiek zręczny, doświadczony i miły.
— Jego nazwisko?
— Hamd en Nassr.
— Aha! Znakomicie!
— Znacie go może, master?
— Nawet nie źle.
— Prawda, że wspaniały chłop?
— Bardzo! Niewątpliwie ucieszył się z waszego poznania, zwłaszcza jeżeli wspomnieliście mu co o mnie.
— To szczególne! Robił na mnie wrażenie, jakby was nie znał!
— Miał z pewnością powód do tego. Oczywiście wyjawiliście mu cel swego przybycia?
— Tak, opowiedziałem mu o waszych przygodach w Stambule, w Edreneh, o ucieczce Baruda el Amazat, Manacha el Barsza i dozorcy więzienia, a w końcu ostrzegłem go poważnie przed bratem pierwszego, Hamdem el Amazat; zapewniłem go, że to łotr, który chce oszukać master Galingré’go, morderca, którego ścigano długo, ale niestety daremnie.
— Znakomicie! Cóż on na to?
— Podziękował kilkakrotnie najserdeczniejszymi