Strona:Karol May - Szut.djvu/283

Ta strona została skorygowana.
—   259   —

uściskami dłoni i kazał podać wina. Pochwalił się, że Hamda el Amazat poznano w swoim czasie i napędzono. Uważał to nawet za rzecz rozumną. Potem dopytywał się, którą obiorę drogę, aby spotkać się z wami. Powiedziałem mu, że udaję się do Kakandelen i Uskub, gdzie spodziewam się zejść z wami napewno. Przyznał mi słuszność i udzielił najlepszych rad.
— Poczciwiec!
— Tak! To wprawdzie Turek, ale na wskróś gentleman. Dał mi nawet list polecający.
— Tak! Do kogo, szanowny panie?
— Do największego handlarza końmi w całym kraju, Kara Nirwana w Rugowej, przez którą prowadziła moja droga. Ale nie znał widocznie dobrze tego draba, gdyż przez niego właśnie wpadłem w błoto.
— Czy list był zamknięty?
— Tak.
— A wy nie otworzyliście go i nie przeczytaliście wcale?
— Co wy sobie o mnie myślicie, master? Gentleman lord ze Starej Anglii i naruszenie tajemnicy listowej! Czy macie mnie za tak ordynarnego?
— Hm! Przyznaję się otwarcie, że w tym wypadku byłbym takim ordynarnym.
— Naprawdę? Otwieracie cudze listy, ale koń cudzy święty jest dla was! Dziwny z was człowiek!
— Dziwactwo jest czasem korzystne. Więc rozmawialiście tylko z tym master. Czy Galingré niema rodziny?
— Żonę i córkę zamężną. Zięć mieszka w tym samym domu.
— Na waszem miejscu kazałbym się był tym osobom przedstawić!
— Chciałem też, ale zięcia w domu nie było, a damy były w negliżu i wogóle tak zajęte pakowawaniem, że nie miały czasu na wizyty.
— Czy same kazały wam to oznajmić?
— Nie, dysponent tak powiedział.