Strona:Karol May - Szut.djvu/284

Ta strona została skorygowana.
—   260   —

— A dlaczego się pakowały?
— Bo wyruszają właśnie do Uskub. Galingré wyprawił do nich z Pristiny posłańca, że nie wróci wcale do domu, lecz uda się stamtąd zaraz do Uskub, aby na nie tam czekać. Miały rozpocząć podróż we dwa do trzech dni po moim odjeździe.
— Czy nie wiecie, kto był tym posłańcem Galingrégo?
— Nie.
— Tak! Hm! Czy nie zwierzył się wam ten Hamd en Nassr, że był nim on sam?
— Nie. Zresztą mylicie się co do tego. On nie mógł im przynieść wiadomości, gdyż jako dysponent musiał w domu pozostać.
— O nie! Odprowadził Galingrégo, a potem wrócił, aby zabrać jego rodzinę i majątek.
— Gdyby tak było, to byłby mi o tem powiedział.
— On inne jeszcze rzeczy zataił przed wami. Ten miły pan, którego nazwaliście prawdziwym gentlemanem, jest wyrafinowanym łotrem.
— Master, tego nie potraficie udowodnić!
— Nawet bardzo łatwo. Po waszym odjeździe wyśmiał się z was porządnie.
— Wypraszam to sobie!
— Powiem wam nawet, że uważał was za kolosalnego głupca i dotąd jeszcze uważa.
Podczas tej rozmowy upiekła się szynka i łapa. Lindsay otrzymał łapę i wsunął właśnie w usta pierwszy kawałek. Po moich ostatnich słowach zapomniał je już zamknąć. Wytrzeszczył na mnie oczy z łapą w lewej ręce, z nożem w prawej, a kawałkiem mięsa w otwartych ustach. Następnie wypluł mięso i powiedział:
— Czy to na seryo, sir?
Nazywał mnie zawsze master. Jeśli kiedy powiedział sir, było to oznaką gniewu.
— Najzupełniej — odrzekłem.
Zerwał się, odrzucił nóż i łapę, zakasał rękawy i zawołał: