Strona:Karol May - Szut.djvu/287

Ta strona została skorygowana.
—   263   —

zumna przysługa, jaką wyrządziliście sobie i swoim przyjaciołom. To wam chciałem powiedzieć. A teraz, sir. boksowanie może się zacząć. Jestem do tego gotów. A więc, come on!
Wstałem i także odwinąłem rękawy. Gdy jednak zamierzyłem się na Lindsaya, odwrócił się on powoli, usiadł na swojem miejscu, poskrobał się oburącz za uszami i westchnął tak gwałtownie, jak gdyby miał poważny zamiar zdmuchnąć ognisko.
— No, sir, chcecie, zdaje się, rzucić mnie na pustynię Gobi?
— Cicho, master! — prosił płaczliwie. — Czuję się tak, jak gdybym sam miał Gobi w głowie!
— Roztrzaskać jak garnek!
— Ja sam jestem najlichszym garnkiem na świecie.
— Wydusić mi żołądek przez moje usta!
— Milczcie, milczcie! Muszę myśleć o własnym żołądku. Noszę w nim lorda Dawida Lindsaya, ale jakiego! Well! Yes!
— Teraz stracił bardzo dużo w waszych oczach niezrównany gentleman w Skutari?
— O biada! Dajcie mi pokój z tym drabem! Co on sobie o mnie pomyśli? Zapewne to, że mam w głowie ser zamiast mózgu!
— Takie było poprzednie moje zdanie, a wy chcieliście się o to ze mną boksować. Czy zrzekacie się teraz tego zadośćuczynienia?
— Chętnie, bardzo chętnie! O boksowaniu mowy być nie może, ponieważ wy mieliście słuszność. Sam siebie wyboksowałbym teraz. Master, bądźcie tak dobrzy i dajcie mi w papę, ale tak, żeby odgłos doleciał do Oldengland!
— Nie, sir, tego nie zrobię. Kto uznaje swój błąd, temu darowuje się karę. Dla waszego zaś uspokojenia powiem, że nie wyrządziliście nam żadnej szkody, a tylko sami padliście ofiarą błędu.
— Mówicie to tylko, by zmniejszyć moją winę.
— Zapewniam, że to prawda.