Strona:Karol May - Szut.djvu/290

Ta strona została skorygowana.
—   266   —

którą podsłuchałem. Domyślał się on, że jesteście bardzo bogaci. Zawsze to lepiej na obczyźnie, zwłaszcza tu wobec tych ludzi niepowściągliwych, zataić, jakie się posiada środki.
— Czyż miałem dopuścić do tego, by mię uważali za żebraka, starającego się o listy polecające po to, żeby móc jeść i pić za darmo?
— Takie jest wasze zdanie, sir. Ja powiadam wam jednak, że prawie nigdzie nie pozwolono nam podczas podróży płacić, chociaż nie brano nas za żebraków.
— W takim razie nie pojmuję, jak wy się urządzacie. Ze mną jest zawsze tak: gdziekolwiek przyjadę, zaraz chcą najpierw widzieć u mnie pieniądze. Im więcej płacę, tem natarczywiej się upominają. Krótko, węzłowato, dałem wszystkim służącym Kara Nirwana dobry bakszysz, za co okazywali mi wielką wdzięczność.
— Która zakończyła się ostatecznie tem, że pozbawiono was wszystkiego, nawet wolności. W jaki sposób zwabili was do pułapki?
— Przez tłómacza, któremu po drodze opowiadałem o mych podróżach. Między innemi wyraziłem się, że lubię wykopywać starożytności, skrzydlate byki itp., że jednak nigdy w tem szczęścia nie miałem. On powtórzył to gospodarzowi, a ten mnie zapytał, czy przybyłem w te strony w tym samym celu. Zarazem oświadczył, że ma miejsce, na którem możnaby znaleźć coś cennego, że jednak rząd zabronił robić poszukiwania.
— Ach, tak! Wymyślił ten zakaz, aby was w nocy wywabić z domu.
— Tak jest. Dał mi również do poznania, że tłumacz nie śmie wiedzieć o niczem. Przyszło mi na myśl dać gospodarzowi słownik, kupiony w Stambule, a dla mnie nieużyteczny. Zabrał go i poszedł, aby go przestudyować, jak przypuszczałem.
— A toście zacnie postąpili! Nie mógł z wami mówić bez pomocy tłumacza, a ten byłby was ostrzegł. Z książką daliście mu w rękę środek wciągnięcia was w sidła bez podejrzenia ze strony tłumacza. Nie zrzu-