Strona:Karol May - Szut.djvu/291

Ta strona została skorygowana.
—   267   —

cajcie więc winy na drogomana. Sobie musicie wszystko przypisać. Czy Szut zoryentował się w książce.
— Z łatwością, bo umiał czytać po turecku. W niedostrzeżonej przez nikogo chwili dnia następnego skinął na mnie, żebym się z nim udał do odległej izby, gdzie zostaliśmy sami. Książka leżała na stole. Popodkreślał sobie słowa, przeczytał mi je po turecku i wskazał na umieszczone obok tłumaczenie angielskie. Najczęściej powtarzały się słowa kanad aslani i maden.
— A więc skrzydlaty lew w kopalni?
— Tak jest. Zrozumiałem to powoli. Potem powiedział mi w ten sam sposób, że zaprowadzi mnie w nocy przez rzekę do kopalni na miejsce, w którem znajduje się ta rzeźba.
— A wy uwierzyliście w tę niedorzeczność.
— Cóż w tem dziwnego? Skoro nad Tygrysem są skrzydlate byki, to nad Driną mogą być lwy skrzydlate.
— W takim razie znacie lepiej odemnie historyę, gdyż ja uważałbym to za niemożliwe.
— Mniejsza o to, czy możliwe czy nie, dość że uwierzyłem i skinąłem mu w odpowiedzi głową. Temsamem sprawa była ubita. Kiedy wszyscy zasnęli, zabrał mnie z sobą i zaprowadził do wsi nad rzekę. Tam wsiedliśmy do łodzi i on powiosłował w górę rzeki aż do ściany skalistej, w której jest otwór, zakryty gęsto zwisającemi roślinami. Tam wjechaliśmy, przywiązali łódź, a Szut zapalił pochodnię. Wnet dostaliśmy się już pieszo do kurytarza, podobnego do sztolni z podłogą, wyłożoną deskami. On szedł naprzód z pochodnią, a ja za nim. Sztolnia wznosiła się zwolna pod górę. Po pewnym czasie dotarliśmy do dużej okrągłej komnaty, w której ścianie ujrzałem kilkoro drzwi bardzo nizkich. Zobaczyłem także kółko, w które Szut wetknął pochodnię. Następnie klasnął w ręce. Otworzyły się jedne z drzwi i ukazał się służący, któremu dałem był poprzednio bakszysz. W ręku młot trzymał. Szut odemknął inne drzwi i wskazał mi wnętrze. Gdy się schyliłem, aby tam zajrzeć, uderzył mnie parobek młotem w głowę tak, że upadłem.