Strona:Karol May - Szut.djvu/292

Ta strona została skorygowana.
—   268   —

— Ależ. sir, czy nie powstało w was podejrzenie?
— Nie. Ciekaw jestem, czy uważalibyście Kara Nirwana za takiego łotra, gdybyście go zobaczyli! Ma twarz tak uczciwą, że budzi zaufanie natychmiast. Tu dopiero dowiedziałem się, że to Szut.
— Prawdopodobnie spotkam się z nim także i przypatrzę się jego fizyognomii. Cóż dalej?
— Gdy odzyskałem przytomność, przekonałem się, że jestem sam. Ręce miałem wolne, ale nogi tkwiły w żelaznych kółkach, przytwierdzonych do ziemi Pod sobą i dokoła poczułem skałę. Do powały ręką nie dosięgałem, gdyż nie mogłem wstać. Skazany byłem na to, żeby siedzieć lub leżeć — byłem uwięziony!
— Energiczna, lecz kto wie, czy nie zasłużona kara na waszą nieostrożność. Jakiegoż doznaliście wtedy uczucia? Coście myśleli?
— Możecie sobie to wyobrazić. Kląłem i modliłem się, wołałem, ryczałem godzinami, ale nikt mnie nie słyszał. Ograbili mnie też ze wszystkiego. Nawet zegarek i kapelusz zabrali.
— No, po stracie tego wysokiego popielatego cylindra pocieszycie się łatwo, chociaż jazdę aż tu odbyliście z odkrytą głową, Ale co się tyczy zegarka, to nie należało się spodziewać, żeby rabusie zostawili wam to kosztowne, brylantami wysadzane cacko, iżbyście w ciemnej celi mogli rozpoznawać godziny.
— A on byłby mi je ładnie wybijał. Nie wiedziałem więc, jak długo trwało moje omdlenie. Nie mogę też oznaczyć, ile upłynęło czasu, zanim ktoś przyszedł. Wreszcie otworzono drzwi, a w nich stanął Szut ze świecą, atramentem, papierem, piórem, moją książką i kartką. To wszystko położył przedemną. Dwoma pistoletami trzymał mnie w szachu, ażebym, mając wolne ręce, nie porwał się na niego. Za pomocą wyciągów z książki, spisanych na kartce, oznajmił mi, że będę musiał umrzeć, jeżeli nie wystawię mu przekazu na dwieście pięćdziesiąt tysięcy piastrów. Przekaz ten miałem