z literami St. i W. po rogach. Oznaczało to zapewne: Stojko Witeź. Dwa konie, a między nimi kasztan, należały zatem do niego. Miał je otrzymać z powrotem.
Pobudziłem towarzyszy i wlazłem do jaskini, aby się przekonać, czy więźniowie dobrze zaopatrzeni. Kazałem im przynieść wody do picia. Jeść nie dostali, pomimo że widziałem w izbie węglarza mąkę i inne rzeczy do jedzenia. Ale w jakimże były one stanie!
Z początku chcieliśmy spalić broń, znalezioną w mielerzu, o ile jej nie rozebrali towarzysze, ale zostawiliśmy ją nieuszkodzoną. Mógł ją wziąć sobie tłómacz i postąpić z nią wedle upodobania. Powiedział, że nie użyte przez siebie sztuki da ludziom, przysłanym z Koluczinu. Poleciliśmy mu raz jeszcze dobrze strzec wejścia do jaskini i pożegnaliśmy go w nadziei rychłego zobaczenia się. W przeciwnym razie obiecał mu lord przysłać zapłatę do domu w Antiwari. Słońce było jeszcze głęboko pod wschodnim widnokręgiem, kiedy opuszczaliśmy nieszczęsną dolinę.
Jeszcze nigdy nie siedział Halef w siodle tak elegancko jak tego ranka. Nie chcąc pięknego łańcuszkowego pancerza zabierać z sobą, jako przykry ciężar, włożył go na siebie, przypasał do boku damascenkę, a sztylet zatknął za pas. W tem uzbrojeniu Stójki wydawał się samemu sobie czemś innem, lepszem niż zwykle.
Ażeby kto pancerza nie przeoczył, nie wdział na siebie kaftana, lecz zawiesił go przy pomocy sznurka na ramionach, tak że w szybkiej jeździe podrzucał go wiatr jak chorągiew. Do turbana przyczepił czerwono-żółtą chustę, pamiątkę z Konstantynopola; ona również powiewała zalotnie za jego głową. Wyczyszczony pancerz po-