Strona:Karol May - Szut.djvu/301

Ta strona została skorygowana.
—   275   —

Nie napastowano nas więc jak zazwyczaj i nie gapiono się na nas.
Wysłałem towarzyszy z końmi poza dom, a sam wszedłem z braćmi do środka, aby przedstawić im swoją prośbę. Zależało nam na tem, żeby nie zwrócić na siebie uwagi i żeby się nikt nie dowiedział, iż wysłaliśmy kogoś do jaskini.
Skoro tylko wyraziłem swoje życzenie i wymieniłem tłómacza, okazali obaj bracia natychmiast do tego gotowość, ostrzegli jednak, żebym się z nikim innym nie wdawał.
— Panie — rzekł Dulak — tutaj nie możesz zaufać nikomu. Bogaty Kara Nirwan potrafił sobie wszędzie zaskarbić miłość i poważanie. Nikt ci nie uwierzy, że to jest Szut, a gdyby zmiarkowano, że grozi mu z twej strony niebezpieczeństwo, zarazby go na to przygotowano. My sami przyznajemy się otwarcie, że trudno nam uważać twe opowiadania za prawdę. Wyglądasz jednak na człowieka poważnego i uczciwego, nadto posyła cię mój przyjaciel dragoman, nie odmówimy więc twemu żądaniu. Ale z tem będziemy się kryli przed drugimi. Dlatego wyruszymy zaraz, dopóki nas nikt z wami nie spostrzegł, a ty także nie baw tu dłużej, niż potrzeba.
— Czy macie konie?
— Nie. Ilekroć potrzeba mi konia, aby odwiedzić siostrę w Antiwari, to wypożyczam go sobie z łatwością. Czemu o to pytasz? Czy mamy pojechać?
— Chciałbym, żebyście jak najrychlej byli u tłómacza. Znacie drogę do doliny, w której mieszka węglarz?
— Bardzo dokładnie.
— Dostaniecie więc konie, które zachowacie na zawsze dla siebie.
Powiedziałem im, w jaki sposób przyszliśmy do posiadania tych zwierząt i zapytałem, czy znają Aladżych i czy ich tu nie widzieli.
— Znamy ich — odrzekł kamieniarz — gdyż kilka razy pokazywali się w tych stronach. Są postrachem,