Strona:Karol May - Szut.djvu/313

Ta strona została skorygowana.
—   287   —

nieco wyżej, poczem zawinąłem mu rękę strzępami kaftana.
Przedewszystkiem musiał Halef dosiąść karego i wrócić do wsi celem sprowadzenia ludzi, którzyby się zaopiekowali zwyciężonymi. Osko podjechał ku miejscu, gdzie leżał mój pas i strzelby, aby mi przynieść te, rzeczy. Omar, również już opatrzony, mógł z nami oglądnąć pobojowisko.
Lord podniósł się także i przypomniał sobie nareszcie przebieg zdarzenia aż do swego upadku.
— Do dyabła z taką historyą! — mruczał. — Właśnie gdy się taniec ma zacząć, uchodzi mi gdzieś życie. Widzę jednak, że i bezemnie zrobiliście należyty porządek!
— Rzeczywiście, sir. Z waszą pomocą możeby się nam tak było nie udało.
— Jak to rozumiecie?
— Uważam to za bardzo korzystne dla nas, że położyliście się w odpowiedniej chwili, aby zasnąć. Wy bylibyście nam zaszkodzili tylko.
— Do pioruna! Czyście oszaleli?
— Nie. Wy macie tę właściwość, że w waszych rękach zamienia się wszystko w coś przeciwnego.
— Oho! Nie mówcie mi tego, zwłaszcza wy. Wy jesteście wszystkiemu winni, gdyż zrzuciliście mnie z konia.
— Potem, kiedy wy uderzyliście we mnie jak kafar.
— Nie mogłem na to poradzić, master. Kasztan uciekł ze mną jak w owies.
— A kary ze mną, jak w wykę. Gdyby się to nie było stało, bylibyśmy uszli, nie tracąc ani włosu z głowy i nie przelewając krwi ludzkiej.
— No, to puszczenie krwi nie zaszkodzi tym zbójom. Oni także nie pytali o naszą. Jesteśmy zwycięzcami, to rzecz najważniejsza, a przytem dostaliśmy tylko pchnięcie nożem w ramię. To przecież sławne! Jak podzieliły się role?
— Omar wziął jednego, Osko dwu, tyluż ja, a Halef