przygodach i wiadomościach o Szucie. Szczególnie wyczerpująco przedstawiłem wypadki pod Czartową Skałą i w dolinie węglarza. Przerywał mi co chwila wyrazami zdumienia, trwogi i zadowolenia. Zatrzymywał przytem konia tak często, że opóźniło to znacznie naszą jazdę. Najbardziej uważał na to, co mówiłem o karanie, o szybie i o sztolni. Gdy skończyłem, zawołał:
— To rzeczy, w które wprost trudno uwierzyć, ale wszystko zgadza się dokładnie, mnie samemu przyszło już było na myśl, że ten Pers więzi ludzi u siebie. Zginęło już wielu z tych, którzy do niego zajechali. Czegożby tak często przejeżdżał się łodzią po rzece? Mieszka daleko od wody, a mimoto trzyma na niej łódź. Nieraz ledwie wsiadł i odpłynął od brzegu, natychmiast znikał. Teraz pojmuję: on wjeżdżał do sztolni!
— Czy nie wiadomo ci nic o wejściu do starego szybu?
— Nic. Co zamierzasz uczynić, panie, po przybyciu? Pójdziesz może do stareszina z doniesieniem? To jego przyjaciel od serca.
— O tem nawet nie myślę. Brak mi jeszcze bezpośrednich dowodów przeciwko Persowi; zbiorę dopiero je sobie i w tym celu wejdę do sztolni.
— Możesz użyć mojej łodzi. Jeźli pozwolisz, pojadę z tobą.
— Owszem, będziesz świadkiem.
Znalazłszy się nad rzeką, posuwaliśmy się wzdłuż jej brzegu. Woda, ujęta w wązkie koryto, płynęła z podstępną ciszą. Brzeg był płaski z tej strony, po drugiej zaś wznosiła się wysoko i prostopadle ściana kamienna.
Skałę tę pokrywał gęsty las szpilkowy, przez którego zieleń przezierały stare mury. Była to wieża strażnicza, nad którą już z tysiąc lat przeszło. Tuż pod nią tworzyły zakręt skała i rzeka, a za nim wieś leżała jakby w ukryciu.
Minąwszy zakręt, ujrzeliśmy wieś i most, przez który musieliśmy przejechać, lecz nie spieszyliśmy się zbytecznie, bo należało znaleźć miejsce do sztolni.
Strona:Karol May - Szut.djvu/330
Ta strona została skorygowana.
— 304 —