siedzą na srokaczach, które nie są ich własnością. Oni je ukradli.
— Skąd to podejrzenie?
— To konie moich dwu przyjaciół.
— Pomyśl, co za nieostrożność popełniłeś przez te słowa! Rzeczywiście, nie kupiliśmy srokaczy, ale odebraliśmy je Aladżym. Skoro nie kryjesz się z tem, że ci zbóje osławieni są twoimi przyjaciółmi, to sam wydałeś wyrok na siebie. Powiedzno — zwróciłem się do stareszina — czy wiesz, że Aladży jeżdżą na srokaczach?
— Co mnie obchodzą Aladży? — odparł. Teraz z wami mam sprawę, nie z nimi.
— Jestem z tego nawet zadowolony, gdyż sobie życzę właśnie, żebyś trochę zajął się nami. Oczywiście, musi się to odbywać w inny sposób, niźli zapewne zamierzasz.
— Oho! Jak śmiesz tu nam rozkazywać i rozdzielać policzki? Zgromadzę ludzi z Rugowej i każę was uwięzić. Zaraz dam rozkaz!
Chciał odejść.
— Stój! Jeszcze chwilę! — zawołałem — Nie spytałeś jeszcze dotąd, kim jesteśmy. Posłuchaj więc. Jesteśmy...
— To całkiem niepotrzebne! — przerwał mi Szut. — Jesteś giaurem z Germanistanu, którego upokorzymy bardzo prędko.
— A ty jesteś Szyitą z Persyi, czcisz Hassana i Hosseina; nie nazywaj się przeto prawdziwym wiernym, niech ci się więcej nie wyrwie z ust słowo „giaur“, bo dostaniesz w gębę tak samo jak stareszin!
— Co, ty zadajesz mi taką obelgę? — wybuchnął.
— Tak; zresztą na tem nie kończę. Skąd ci wiadomo, że jestem obcym z Germanistanu? Sam zdradziłeś się tem słowem. Rola twoja jako Szuta dograna już w tej chwili do końca.
— Szuta? — zapytał, blednąc.
— Szuta? — zawołali inni.
— Tak, ten Szyita Nirwan to Szut. Ja to udowo-
Strona:Karol May - Szut.djvu/339
Ta strona została skorygowana.
— 311 —