dnię. Tu, stareszinie, masz moje legitymacye. Wystawili je padyszach i wielki wezyr; spodziewam się, że okażesz im należyty szacunek. W przeciwnym razie musiałbym donieść o tem natychmiast walemu w Prisrendi i wielkiemu wezyrowi w Stambule. Otrzyj sobie brudne ręce, byś nie powalał paszportów.
Rozwinąłem i podałem mu dokumenty. Ujrzawszy pieczęć wielkorządcy, otarł kilkakrotnie ręce o spodnie, dotknął potem czoła i piersi, skłonił się, wziął odemnie papiery, przyłożył ponownie do czoła i zaczął czytać.
— Master — rzekł Anglik — moglibyście pokazać mu także mój paszport, ale Pers zabrał mi go razem z innemi rzeczami.
— Jeżeli nie jest zniszczony, to go otrzymacie napowrót. Zresztą wystarczy mój. Ja was legitymuję jako swego przyjaciela.
Z poblizkich domów powychodzili ludzie, patrząc na nas ze zdumieniem. Kilku pobiegło wązką uliczką ku wsi, aby sprowadzić drugich. Wkrótce otoczył nas półkolem liczny tłum ciekawych.
To było Szutowi widocznie po myśli. Czuł się teraz pewniejszym niż poprzednio, bo liczył na pomoc ludności. Twarz jego przybrała wyraz zuchwały, a postać jego i tak wysoka, podniosła się jeszcze bardziej. Teraz przyszedłem do przekonania, że posiadał zarówno niezwykłą zręczność, jakoteż i siłę. W walce mógł być niebezpieczniejszym, niż którykolwiek z Aladżych; oni bowiem rozporządzali tylko surową, niewykształconą siłą fizyczną. Postanowiłem nie dopuścić do tej ostateczności, lecz tak zranić go kulą w danym razie, żeby mu zupełnie utrudnić obronę.
Wreszcie przeczytał stareszin papiery. Przyłożył je znowu do czoła i do piersi, zwinął i zamierzał schować.
— Stój! — rzekłem. — Te dokumenty są moją własnością, a nie twoją.
— Ale ty chcesz tutaj pozostać?
— Tak.
Strona:Karol May - Szut.djvu/340
Ta strona została skorygowana.
— 312 —