dercą i zbójem! Zapytaj ludzi, którzy słyszą twe kłamstwa. Oni ci powiedzą, kim jestem, a jeśli nie przestaniesz obsypywać mnie obelgami tak zuchwale, to nie zniosą tego i ujmą się za mną. Prawda, że to zrobicie, mężowie i mieszkańcy Rugowej? Czyż możecie patrzeć spokojnie na to, jak cudzoziemiec i chrześcijanin oczernia bezczelnie waszego dobrodzieja? Wszak nie zaprzeczycie, że jestem nim dla wielu z was.
— Precz z tym giaurem! — zawołało kilka głosów.
Przeczuwałem, co teraz nastąpi. Pomyślałem sobie, że wskazany jest teraz pośpiech, dlatego dałem potajemnie znak Halefowi, żeby zaprowadził konie do stajni. Potem zwróciłem się do ludzi:
— Czyż to hańba być chrześcijaninem? Czy tu w Rugowej nie mieszkają obok siebie spokojnie wyznawcy islamu i biblii? Czyż nie widzę tutaj ludzi z przewieszonym różańcem, a zatem chrześcijan? Tych więc wzywam, skoro Kara Nirwan opiera się na mahometanach. Moje zarzuty uczynione jemu, wszystkie są słuszne. Prawdziwości ich łatwo dowiodę. A teraz usłyszcie zarzut ostatni i najgorszy! Pers to Szut... Zrozumieliście? — Szut! Służę dowodami, jeśli posłuchacie spokojnie.
Na to huknął do mnie handlarz końmi:
— Milcz! Zastrzelę cię jak psa, którego tylko kula uwolnić można od parchów!
Byłbym go najchętniej powalił na miejscu, ale usposobienie tłumu było, jak widziałem, przeciwko mnie. To też nie zwróciłem uwagi na to, że za pas sięgnął i odrzekłem mu:
— Nie broń się słowami, lecz czynami! Zaprowadź nas do szybu i przekonaj naocznie, że tam Stojko nie siedzi.
— Co ci się śni o jakimś szybie!
— Wobec tego ja zaprowadzę tam ludzi!
Szydercze drgnienie przemknęło mu po twarzy, a ja wiedziałem, dlaczego. Nie wspominałem umyślnie o sztolni, przez którą chciałem tam wtargnąć, aby wnim wywołać mniemanie, że lord zapomniał o tem miejscu. Postanowiłem
Strona:Karol May - Szut.djvu/342
Ta strona została skorygowana.
— 314 —