szedł z góry przez szyb, ale nie mógł wrócić tamtędy, bo tymczasem nadeszli tam już pewnie ludzie, od których oddalił się w jakiś sposób. Byliby go zobaczyli i wejście do szybu zostałoby odkryte.
— Ucieka! Za nim! — zawołałem, postawiłem latarnię i pobiegłem przez sztolnię.
— Zabierz latarnię! — krzyknął za mną chandży.
Nie uczyniłem tego celowo. Zauważyłem u Szuta pistolety za pasem. Światło mej latarni ułatwiłoby mu zadanie. Byłby mię bardzo prędko wziął na cel, zatrzymawszy się na chwilę i skierowawszy broń na mnie. Dlatego ruszyłem za nim w ciemności.
Nastręczało to, co prawda, dużo trudności. Wyciągnąłem ręce, aby dotknąć ścian bocznych, a sunąc po nich rękoma, pędziłem tak szybko, jak tylko zdołałem. Od czasu do czasu przystawałem, aby usłyszeć odgłos jego kroków. Ale daremnie, bo chandży biegł za mną! z parobkami, a hałas tem wywołany przytłumiał odgłos kroków Szutowych.
Pościg był zresztą niebezpieczny nawet bez latarni. Szut nie potrzebował mnie widzieć. Mógł stanąć i dobyć pistoletu, a odgłos moich kroków byłby mu wskazał ofiarę.Ja przynajmniej postąpiłbym tak na jego miejscu. Dwa pistolety o dwu rurkach, a więc cztery kule, a prócz tego nóż, to wystarczało, by mnie nieszkodliwym uczynić. Liczyłem jednak na jego trwogę i na to, że zapewne przypuszczał, iż nie umknąłby, chociażby nawet zabił jednego z nas albo dwu.
Tak pędziliśmy naprzód, co sił starczyło; pomyliłem się jednak, sądząc, że przerażenie popychać go będzie niepowstrzymanie dalej. Stanął przecież, gdyż nagle huknął strzał, w tym wązkim i nizkim kurytarzu dziesięć razy głośniejszy niż zwykle. Po błysku poznałem, że ścigany znajdował się odemnie zaledwie o dwadzieścia kroków. Kula mnie nie dosięgła. Usłyszałem, jak uderzyła o ścianę, zatrzymałem się, wydobyłem rewolwer i wypaliłem kilka razy.
Jąłem nadsłuchiwać i w kilka chwil potem doleciał
Strona:Karol May - Szut.djvu/351
Ta strona została skorygowana.
— 323 —