Strona:Karol May - Szut.djvu/360

Ta strona została skorygowana.
—   332   —

w tych stronach zaszły. Słuchacze dziwili się sobie, że nie myśleli, jak on. Gdy się wreszcie dowiedzieli o tem, jak wtargnęliśmy do sztolni i wzięli Persa do niewoli, ledwie dali dokończyć gospodarzowi: okrzykom oburzenia nie było końca.
Tylko stareszin słuchał do ostatka, nie wydawszy głosu z siebie. Wreszcie zauważył:
— To nie dowodzi jeszcze niczego! Pers szukał zapewne szybu i rychło go znalazł. Zeszedł i was tam zastał. Ponieważ wystąpiliście wrogo względem niego, musiał uciekać, aby się ocalić. To więc, co przedstawiacie jako jego winę, jest waszą winą, dlatego rozkaz...
— Milcz! — huknął nań Halef. — Czy effendi pozwolił ci teraz mówić? Wydaje mi się całkiem, jakbyś był wspólnikiem Persa.
Wtem zbliżył się do mnie jakiś starzec, skłonił się uprzejmie i rzekł:
— Effendi, nie gniewaj się na stareszina. To jeden z najmniej znaczących we wsi; otrzymał urząd tylko dlatego, że nikt inny nie chciał, bo dużo przy tem trudności. Liczba lat moich jest we wsi największą, a wszyscy poświadczą, że jestem także najzamożniejszy. Wzbraniałem się zostać kiają, ale teraz, kiedy chodzi o sprawę ważną, biorę głos wsi w moje usta i oświadczam, że wam ufam i wierzę. Pójdę teraz oznajmić ludowi, co usłyszeliśmy tutaj. Potem wybierzemy kilku ludzi, których zaprowadzisz do sztolni, aby więźniów uwolnić. Oni potwierdzą twoje zeznania, a potem odda się Szuta w ręce walego. Przez całe lata starano się go schwytać. Ponieważ jest teraz wykryty, nie powinniśmy go wspomagać dlatego, że jest mieszkańcem wsi naszej, lecz zmyjemy tem naszą hańbę, że odwrócimy się odeń ze wstrętem.
Były to uczciwe i w sam czas wyrzeczone słowa. Starzec wyszedł i przez czas jakiś dolatywały nas jego słowa. Potem powstał zgiełk, który wzbudził we mnie obawę, że przeciwko nam się zwraca. Pomyliłem się jednak.
Po powrocie starca wybrano tych, którzy mieli udać