— Trudno, żebym ja w sprawie pancerza rozstrzygał. Jeśli ma być własnością Halefa, to on musi osądzić, czy gotów jest przyjąć ten cenny podarek.
— Owszem, w tej chwili! — zawołał poczciwy hadżi, przypasując pancerz napowrót. — Jakież zdumienie ogarnie Hanneh, najmilszą z żon, jak się ona ucieszy, kiedy do niej przybędę, lśniąc od srebra. Gdy mnie zdaleka zobaczy, pomyśli, że to nadjeżdża bohater z opowieści Szeherazady, albo sławny wódz Salah ed din[1]. Najdzielniejsi wojownicy plemienia będą mi zazdrościli, podziwiać będą mnie młode niewiasty i córki, a matrony zanucą pieśń męstwa na mój widok. Wrogowie natomiast zemkną ze strachu i przerażenia, gdyż poznają po błyszczącym pancerzu, że to niezwyciężony hadżi Halef Omar, Ben hadżi Abul Abbas Ibn hadżi Dawud al Gossarah!
Halef zachował mimo wszystko, co przeżył i doświadczył, praw dziwie dziecięcy umysł. Chociaż te słowa wygłosił bardzo patetycznie, nikt nie odważył się odpowiedzieć mu uśmiechem. Stojko odezwał się nawet z wielką uprzejmością i szacunkiem:
— Cieszy mnie to nadzwyczajnie, że ci się pancerz podoba. Niechaj powie tej, którą nazywa najmilszą, ile ja tobie zawdzięczam! Prawdopodobnie i effendi nie pogardzi mym darem?
— O pogardzeniu mowy być nie może — odrzekłem.
— Wzbraniam się przyjąć go jedynie dlatego, że zbyt jest cenny. Nie powinieneś ograbiać samego siebie ze skarbu, który przodkowie twoi uważali za świętość.
Twarz mu spochmurniała. Wiedziałem dobrze, że jest to obrazą nie przyjąć daru Skipetara, obelgą, za którą odpłaca się życiem, sądziłem jednak, że Stojko zrobi w tym wypadku wyjątek i nie rozgniewa się na mnie. Mimo to brzmiał jego głos prawie gwałtownie, kiedy zapytał:
— Effendi, czy wiesz, co czyni Skipetar, gdy jego dar odrzucają?
- ↑ Saladyn.