Strona:Karol May - Szut.djvu/383

Ta strona została skorygowana.
—   355   —

Niebawem las się skończył i droga wiodła tylko przez zarośla. Potem ujrzeliśmy pola, odgraniczone rzędami krzaków. Te zasłaniały nam widok w dali i dlatego prawdopodobnie nie mogliśmy zobaczyć ludzi, śpieszących z karaułu do chanu.
— Gdzie leży dom Persa? — spytałem prowadzącego nas starca.
— Jeszcze pięć minut drogi — odrzekł.
Rzeczywiście po tym czasie doszliśmy do tego miejsca tak nieszczęsnego dla całej okolicy. Droga, którą przybyliśmy tutaj, była gościńcem, wiodącym do Prisrendi. Tędy przyjechał z północy Ranko z pięciu towarzyszami. Tuż przy gościńcu leżał Kara Nirwan-chan, cel naszych długich poszukiwań.
Główny budynek stał po lewej stronie drogi, a poboczne po prawej. Poboczne tworzyły wielki dziedziniec z szeroką kamienną bramą. Była teraz zamknięta, a przed nią i przed wejściem do domu czekało kilkudziesięciu ludzi obojga płci. Nie wpuszczono ich widocznie. Przyjęli nas cicho i spokojnie. Z twarzy ich nie przebijały się ani groźba, ani przychylność. U wszystkich widać było naprężone oczekiwanie.
Zwróciliśmy się do domu mieszkalnego. Tu jednak nie otworzono nam mimo pukania. Halef poszedł na drugą stronę domu i przekonał się, że i tam drzwi zaryglowano od środka.
— Każ nam otworzyć! — zawołałem do Szuta.
— Nie zapraszałem was do siebie — odrzekł. — Nie pozwalam wam wejść do mego domu.
Na to wziąłem rusznicę. Po kilku uderzeniach okutą kolbą rozleciały się drzwi w drzazgi. Szut zaklął. Tłum zaczął się cisnąć do domu. Wobec tego poprosiłem Rankę, żeby tu został i nie wpuścił do środka nikogo nieuprawnionego. Następnie udaliśmy się do wnętrza.
W pustej sieni nie spostrzegliśmy nikogo. Nie było tu przesuwalnych plecionek, lecz silne mury ceglane. Na prawo i lewo leżało po dwie niezamkniętych izb, także próżnych. Urządzenie wskazywało, że przednie izby przezna-