Strona:Karol May - Szut.djvu/385

Ta strona została skorygowana.
—   357   —

— A więc ty jesteś gospodynią! Dlaczegóż sądzisz, że jestem waszym wrogiem?
— Ponieważ pojmałeś mojego męża i wogóle ścigasz go już od długiego czasu.
— Wiesz już to wszystko? W takim razie przygotowałaś się zapewne na moje przybycie. Powiedzno, czy nie znasz ty oberżysty Dezelima z Ismilan?
— Jestem nawet jego krewną — krzyknęła wściekle. — To był mój brat, a ty go zamordowałeś! Oby cię Allah potępił!
Usiadłem na rogu skrzyni i zacząłem się przypatrywać wszystkim trzem. Szutowa była jeszcze przystojną kobietą. Miała charakter namiętny i niewątpliwie mniej lub więcej była powiernicą męża. Tamte dwie stare kobiety odznaczały się, jak zwykle w owych stronach, tylko brzydotą. Gdy zapytałem o nie, odpowiedziała gospodyni:
— To moja matka i jej siostra. Lubią ciebie ogromnie, bo jesteś mordercą mego brata!
— Zrzekam się ich miłości, a nienawiść jest mi obojętna. Ja nie przyczyniłem się do śmierci Dezelima. On ukradł mi konia, a jako lichy jeździec spadł z niego i kark przy tem skręcił. Czyż zamordowałem go?
— Tak, ponieważ go ścigałeś. W przeciwnym razie nie byłby musiał skoczyć przez wodę i spaść z konia!
— Słuchaj, ty rozwijasz tu szczególny pogląd. Jeśli mi złodziej ukradnie drogiego konia, to chyba nie będziesz miała nic przeciwko temu, żebym spróbował dostać go napowrót. Że mi przy tem życzysz, żeby na mnie Allah potępienie zesłał, to brzydko brzmi w ustach pięknej kobiety i jest przy tem wielką nierozwagą z twej strony. Ze względu na obecny stan rzeczy powinnaś się wystrzegać obrażania mnie. Mam władzę ukarać cię za to.
— A my mamy władzę zemścić się potem! — zagroziła energicznie.
— Tak? Jesteś zapewne powiadomiona o waszych siłach. Widocznie darzył cię mąż niemałem zaufaniem.
Powiedziałem to dość drwiąco, by ją skusić do jakiej nieostrożności. Wybuchnęła też istotnie: