stwie komendę. Przedewszystkiem uważaj, żeby nie otwarto bramy i nie opuszczaj tego miejsca pod żadnym warunkiem. Stoicie tu plecyma do spichrza i macie doskonałe oparcie. Gdyby wam co pod moją nieobecność groziło, użyjecie broni, a ja zjawię się natychmiast.
Galingré, Lindsay i ja wprowadziliśmy Szuta do wspomnianej stajni przez drzwi, umieszczone w środku ściany frontowej. Tu ujrzałem dwa rzędy koni. W tylnej ścianie zauważyłem także drzwi, a z przodu trzecie do kantoru. Powały wcale nie było, tylko dach słomiany. Tu w stajni nie mógłby się więc ukryć nieprzyjaciel, z powodu braku miejsca. Szut był bez broni, a ręce miał skrępowane, Byliśmy więc o siebie spokojni.
Mimo to, już z przyzwyczajenia do ostrożności, udałem się do tylnych drzwi, zaryglowanych od środka, a otworzywszy je, wyjrzałem na dwór. Oprócz tego muru, był tam jeszcze jeden, zewnętrzny, a między oboma ciągnęło się wązkie miejsce, na które wyrzucano nawóz. Nie zobaczywszy tam nikogo, uspokoiłem się zupełnie, zwłaszcza że mogłem drzwi zamknąć od środka. Zrobiwszy to, wróciłem do towarzyszy.
Weszliśmy do kantoru, do którego dostawało się światło tylko przez jeden mały otwór okienny. Naprzeciw wejścia spostrzegłem na ścianie szafkę, wysoką na dwa łokcie, a szeroką na jeden. Ponieważ i tutaj znajdowaliśmy się sami, przeto obawy były zbyteczne. Mimo to żółta twarz Szuta pobladła jeszcze o jeden stopień, a spojrzenie krążyło niespokojnie dokoła. Niezawodnie bardzo był rozdrażniony.
Odsunąłem go ku ścianie, ale nieszczęściem tak, że mógł na drzwi spozierać, gdy tymczasem my odwróciliśmy się od nich.
— Tak będziesz stał i odpowiadał na moje pytania — rzekłem z naciskiem. — Gdzie przechowujesz zwykle zrabowane pieniądze?
Zaśmiał się szyderczo i zapytał:
— Chciałbyś wiedzieć?
— Oczywiście.
Strona:Karol May - Szut.djvu/392
Ta strona została skorygowana.
— 364 —