Strona:Karol May - Szut.djvu/402

Ta strona została skorygowana.
—   374   —

Ta sprawa zatem załatwiona. Ja wyruszam. Ale co zrobisz z Szutem, gdy go pojmacie? — zwrócił się do mnie.
— Teraz jeszcze nie mogę przewidzieć. To zależy od warunków, w jakich go spotkam. Jeśli mi się uda pochwycić go bez krwi rozlewu, oddam go Rance, a on go tutaj sprowadzi. Co potem, to już rzecz wasza.
Chodziło jeszcze o konie. Ja miałem niezrównanego Riha, Osko i Omar jechali na srokaczach Aladżych, Ranko otrzymał kasztanka, a dla Halefa, Galingré’go i Anglika sprowadzono trzy najlepsze konie z chanu Kara Nirwana. Resztę wraz z tym, na którym jeździł dotychczas Halef, dostali Skipetarzy z wyjątkiem jednego, przeznaczonego pod juki, na strawę dla nas i koni, gdyż nie mieliśmy czasu popasać po drodze. Zakupiliśmy te zapasy od gospodarza. Żałował on bardzo, że tak rychło opuszczaliśmy jego dom, a wdzięczny był za to, że uwolniliśmy go od tak potężnego konkurenta.
Pożegnanie ze Stojką i jego ludźmi odbyło się nader serdecznie. Jeszcze z za mostu słał nam wyrazy życzeń i błogosławieństwa, gdy już skręcał w tym kierunku, skąd my przybyliśmy tutaj.
Niezawodnie dostał się szczęśliwie do węglarza. Co potem stało się ze Szarką i jego zgrają, tego już nie wiem... i nie chcę wiedzieć. Krew za krew, życie za życie!
Wkrótce potem wyruszyliśmy w drogę. Słońce odbyło już większą część swojego łuk u popołudniowego, gdy opuszczaliśmy Rugowę. Jej mieszkańcy odprowadzali nas wzrokiem, my jednak za nimi nie oglądaliśmy się, gdyż nie zostawialiśmy tam wcale naszych serc. Pędząc przez ugory, spojrzałem tylko raz jeszcze ku skalnemu wzgórzu, na którem stał karauł. Już go nie było. Może teraz wieczorami opowiadają sobie o nim, o szybie i o cudzoziemcach, którzy spowodowali zniknięcie tej czcigodnej wieżycy.
Siedmiu nas jechało na koniach, którym podobnych nie dałoby się tak łatwo dobrać nawet w tej okolicy, jak szeroka i daleka ona jest. To też nie wątpiłem, że