zdołamy Szuta dopędzić. Z Rugowej do lasu trzebaby iść pieszo ze trzy kwadranse, a my dotarliśmy doń w dziesięć minut.
Właściwe pasmo górskie leżało już za nami, a na południowym zachodzie wznosiły się grzbiety gór Fandi. Mieliśmy przebyć tylko jeszcze ich północne odnogi, a mianowicie płaskowyż, który się ciągnie między Rugową a Pachą aż do Driny i jej dopływu Jośki i tworzy tam miejscami do tysiąca stóp wysokie, prostopadłe brzegi tych rzek obydwu.
Już za pierwszemi drzewami w lesie zaczął się teren wznosić. Może przez trzy kwadranse jechaliśmy pod górę. Potem na górze skończył się las, ustępując miejsca równinie, porosłej trawą i krzaczastemi roślinami. Tu trop Szuta biegł całkiem wyraźnie, jak ciemna linia. Puściliśmy się wobec tego szybkim cwałem, a ta jazda sprawiała widocznie koniom przyjemność.
Przez las musieliśmy jechać jeden za drugim, tu natomiast pozwalał teren na zupełną swobodę pod tym względem. Halefa gniadosz był wspaniałem zwierzęciem i bez wysiłku dotrzymywał kroku Rihowi. Mógł więc hadżi jechać u mego boku. Odwróciłem się i skinąłem na Galingré’go, żeby się zbliżył. Wzięliśmy go między siebie.
— Czy masz mi co powiedzieć, effendi? — zapytał po turecku ze względu na Halefa, nie umiejącego po francusku.
— Tak, chciałbym się dowiedzieć, jak się Hamdowi en Nassr udało wkraść do twego interesu.
— Polecono mi go gorąco ze Stambułu, a on sam okazał się bardzo pożytecznym i wiernym.
— Oczywiście z wyrachowania. Czy sprzedałeś rzeczywiście swój interes?
— Tak, a za to nabyłem nowy w Uskub. Ale jeszcze nie zapłaciłem. Moja żona będzie miała zapewne przy sobie pieniądze i weksle.
— Co za nieostrożność ze strony kobiety wlec taki majątek ze Skutari do Uskub!
Strona:Karol May - Szut.djvu/403
Ta strona została skorygowana.
— 375 —