Strona:Karol May - Szut.djvu/404

Ta strona została skorygowana.
—   376   —

— Nie zapominaj, że dzieje się to wbrew mojej woli, a za sprawą Hamda en Nassr!
— To słuszne. Czy wolno zapytać, z którego pochodzisz miasta we Francyi?
— Z Marsylii. Ożywione stosunki mego domu z Lewantą skłoniły mnie później do przesiedlenia się do Turcyi. Mieliśmy filię w Algierze, dokąd brat musiał udać się osobiście, by zapobiec grożącym stratom. On był szefem domu marsylijskiego. Do wyrównania różnic potrzebował koniecznie pomocy syna, dlatego zawezwał go do siebie. W pewien czas otrzymałem straszną wieść o zamordowaniu brata w Blidah.
— Przez kogo?
— Podejrzewano o to pewnego ormiańskiego handlarza, którego usiłowano pochwycić, jednak daremnie. Bratanek Paweł wyruszył sam, aby wyszukać tego człowieka, ale już nigdy nie wrócił.
— Co się stało z przedsiębiorstwem w Marsylii?
— Przeszło na męża jego córki.
— A ty nie słyszałeś już nigdy więcej o Pawle, ani o mordercy twojego brata?
— Nie. Pisaliśmy listy za listami, zięć brata sam jeździł do Algieru, ale wszelkie trudy były bezowocne.
— Cobyś zrobił, gdybyś spotkał mordercę, a on poprosił cię o posadę w twoim kantorze?
— Dostałby posadę, ale w piekle. Ale czemu pytasz mnie tak osobliwie?
— Bo chcę ci coś pokazać.
Wydobyłem z portfelu owe trzy kawałki gazety, znalezione przy trupie na Saharze i podałem Galingré’mu.
— Gazety, bardzo dawne? — rzekł. — Skąd je masz?
— To są — urywki z „Vigie Algérienne“, „L’ Independant“ i „Mahouna“. Pierwsze z tych czasopism wychodzi w Algierze, drugie w Konstantynie, a trzecie w Guelmie. Przeczytaj tylko artykuły, które zakreśliłem.
Zawierały one równobrzmiące niemal opisy zamordowania francuskiego kupca Galingré’go w Blidah. Przeczytawszy to, pobladł Galingré.