ziora. Tam zastrzelił on także naszego przewodnika, ojca Omara, którego tu widzisz między nami. On chce się zemścić na tym łotrze. Potem go znowu mieliśmy prawie w naszych rękach, ale udało mu się umknąć, co się już teraz z pewnością nie powtórzy.
— Teraz? Jak? Czy on jest tutaj?
— Oczywiście! To Hamd en Nassr, a właściwie Hamd el Amazat.
— O nieba! Czyż to być może? Hamd el Amazat mordercą mego brata i bratanka?
— Tak. Halef widział to wszystko. Niech ci opowie.
Hadżi czekał tylko na to wezwanie. Ja podjechałem ku Rance, a ich zostawiłem samych. Wkrótce usłyszałem wyraźnie patetyczny głos Halefa.
Tymczasem skończyła się równina i znowu dostaliśmy się pomiędzy zalesione wzgórza, gdzie musieliśmy jechać powolniej. Oglądnąwsy się, ujrzałem Halefa, Omara i Galingré’go pogrążonych w rozmowie nad temi przykremi zdarzeniami. Trzymałem się na przodzie zdala od nich, nie czułem wcale ochoty do w zięcia udziału w układanych przez nich planach zemsty.
Zmierzchało się już, kiedy las zaczął się znowu zniżać, a gdyśmy wjechali na stromą dolinę Jośki, zabłysły przed nami światła Pachy, noc bowiem ciemna roztoczyła już była swe panowanie.
Pierwszy dom nie zasługiwał właściwie nawet na nazwę chałupy. Z dziury, która naśladowała okno, padał blask ognia. Podjechałem blizko i zawołałem do wnętrza. Na to wyjrzało z otworu coś okrągłego i grubego. Wziąłbym to był za kupkę kłaków, lub siana, gdyby z tej plątaniny nie zabrzmiał był głos ludzki:
— Kto tam?
Domniemana wiązka kłaków i siana stanowiła nadobną fryzurę mówiącego.
— Jestem obcy — odrzekłem — chciałbym cię o coś zapytać. Jeżeli masz ochotę zarobić pięć piastrów, to wyjdź tutaj!
— Pię... pięć piastrów! — krzyknął z zachwytu nad
Strona:Karol May - Szut.djvu/406
Ta strona została skorygowana.
— 378 —