Strona:Karol May - Szut.djvu/410

Ta strona została skorygowana.
—   382   —

— I wy go zjecie?
— Pewnie! Kipr to największa nazika.[1] Przypatrz mu się! Jeżeli zechcesz, to odstąpimy ci chętnie kawałek, ponieważ dałeś nam strasznie dużo pieniędzy. Ja dam ci chętnie, a moja siostra także, która tam stoi przy ogniu.
Wziąłem „dziczyznę“ za nogę i wyciągnąłem z garnka. Brrr! Te poczciwce zdjęły wprawdzie ze zwierzęcia skórę kolczastą, ale nie rozcięły go i nie wypatroszyły. Jeż gotował się razem z całą treścią żywota!
Wyszedłem do konia jucznego, przyniosłem chleb i mięso i dałem pasterzowi.
— To ma być nasze? — krzyknął zdziwiony.
Teraz wyrazom radości i uciechy nie było końca. Janka zakopała w kącie tych dwadzieścia piastrów, a brat powiedział:
— My składamy wszystkie zarobione pieniądze. Gdy się wzbogacimy, kupimy sobie owcę i kozę. Będzie wełna i mleko. A teraz możesz dalej mówić o gospodarzu Kara Nirwan-chanu. Panie, powiem ci wszystko. Ty jesteś tak dobry, jak nikt jeszcze, dla mnie i dla mojej siostry, która tam stoi przy ogniu.
— Więc widziałeś tego człowieka?
— Tak, siedział na czarnym koniu, kupionym od baszy z Kyprili dlatego, że go przedtem okulawił. Wjechał mi w sam środek trzody i stratował na śmierć dwie owce. Dlatego zostawiłem przy trzodzie siostrę, która tam stoi przy ogniu, a sam pogoniłem do gospodarza, aby go o tem zawiadomić. Gdy tam przybyłem, stał ów człowiek z Rugowej przed domem. Uderzył mnie z konia w głowę i powiedział, żebym się zaraz zabrał i nie słuchał, o czem się tu będzie mówiło. Gospodarz mój stał przy nim. Ponieważ on mnie uderzył i dwie owce zmarnował, poszedłem umyślnie pod okno izby, żeby usłyszeć to, przed czem mię odpędzano.

— O czem mówili?

  1. Przysmak.