Strona:Karol May - Szut.djvu/411

Ta strona została skorygowana.
—   383   —

— Kara-Nirwan pytał, czy nie przejeżdżał kto tędy z wozami.
— A czy tak było?
— Nie. Potem powiedział, że nadjadą jeźdźcy, a jeden z nich na arabskim ogierze, że się o niego zapytają. Żądał od gospodarza, żeby im oświadczył, iż Kara Nirwan udał się do Dibri, a nie gościńcem do Gori.
— A czy on pojechał do Gori?
— Napewno. Sam widziałem, bo uważałem dobrze.
— Jak daleko do Gori?
— Na dobrym koniu trzeba jechać dwanaście godzin, ale Kara Nirwan nie stanie aż w samem Gori, tylko w Newera-chan.
Newera znaczy po serbsku „zdrajca“.
— Czemu się ten chan tak nazywa?
— Bo leży na skale tej samej nazwy.
— A dlaczegóż ona tak się nazywa?
— Nie wiem.
— Czego tam chce ów człowiek z Rugowej?
— Będzie czekał na ludzi z wozami.
— Jakie miejscowości leżą na drodze do Newera-chanu?
— Dwie wsi, a potem następuje chan. Stąd trzebaby tam jechać aż do świtu, bo jest z ośm godzin drogi konno.
— Czy stoi w odosobnieniu?
— Tak. Ja tam byłem.
— Po której stronie drogi?
— Po prawej.
— Czy znasz gospodarza?
— Tak, on bywa tutaj czasami. Nazywa się Dragojło. Nikt go nie cierpi; powiadają o nim, że zebrał sobie majątek z kradzieży.
— Czy słyszałeś jeszcze co więcej?
— Nie mogłem, bo gospodarz wszedł do izby po strzelbę, pistolet i nóż. Człowiek z Rugowej miał swoją broń przy sobie. Potem odjechał czemprędzej.
— Jak dawno temu?