Strona:Karol May - Szut.djvu/419

Ta strona została skorygowana.
—   391   —

Biały punkt się powiększał. Przez dalekowidz zobaczyłem, że wóz posuwał się naprzód, a towarzyszyli mu trzej jeźdźcy. Podziękowałem Bogu za to, że nie przybywaliśmy za późno. Gdyby był chciał Szut dokonać swego zamiaru, byłby się musiał z wozem zatrzymać. Z tego, że wóz był jeszcze w ruchu, wywnioskowałem, iż podróżnym nic się dotąd nie stało. Trzema jeźdźcami byli: Pers, Hamd el Amazat i zięć Galingré’go. Obie kobiety siedziały w wozie.
Niebawem mogłem już gołem okiem rozpoznać angielskiego karosza Szuta. Wtem odwrócił się Pers i spostrzegł nas, kiedyśmy od nich oddaleni byli jeszcze o kwadrans drogi. Wstrzymał konia, a Hamd el Amazat zrobił to samo. Przez kilka sekund patrzyli ku nam, poczem ruszyli cwałem, ale nie razem i nie w tym samym kierunku. Chcieli nas podzielić. Szut puścił się wprost naprzód, a Hamd el Amazat w lewo.
Zachodziła obawa, że z wściekłości na nasz widok zastrzelą zięcia i kobiety. Na szczęście tego nie zrobili.
Oglądnąwszy się, ujrzałem resztę naszych towarzyszy daleko za sobą, ale głos mój mógł jeszcze do nich dolecieć. W skazując w lewo, zawołałem:
— Bierzcie tamtego, to Hamd el Amazat! Szuta my dwaj weźmiemy.
— Prędzej, prędzej, Ranko! — wezwałem Skipetara.
On dał kasztanowi ostrogę i uderzył go biczem. Ta podnieta, a jeszcze więcej ambicya, skłoniły konia do wytężenia wszystkich sił: wybiegł przed mego ogiera. Ale ten znowu, zaledwie go spostrzegł, rzucił się naprzód bez popędzania i prześcignął w kilku skokach kasztana. Rih nie znosił konia przed sobą.
Tak dotarliśmy do wozu. Stał przy nim zięć, nie wiedząc, co to wszystko znaczy. Nie mógł sobie wytłómaczyć, dlaczego towarzysze opuścili go tak nagle.
— To byli mordercy! — zawołałem, przelatując obok niego.
Nie zauważyłem, jakie te słowa zrobiły na nim wrażenie, gdyż zaledwie je wymówiłem, byliśmy już przed