Strona:Karol May - Szut.djvu/420

Ta strona została skorygowana.
—   392   —

nim daleko. Odwróciwszy się znowu, spostrzegłem, że mnie towarzysze zrozumieli, bo starali się dopaść Hamda el Amazat. Srokacze biegły na czele wszystkich koni.
Tylko Galingré zachował pierwotny kierunek swej drogi, czego nie należało mu brać za złe. Jemu chodziło przedewszystkiem o rodzinę. Zresztą nie potrzebowaliśmy go wcale.
Aż dotychczas nie zmniejszała się odległość między nami a Szutem, chociaż Ranko ciągle podpędzał kasztanka.
— Effendi, nie dostaniemy go! — zawołał do mnie. — Jego anglik ma nad naszymi końmi przewagę.
— Oho! Uważaj! Nie znasz mego czarnego.
Podniosłem się na strzemionach. Nie uczyniłem nic więcej, bo do użycia „tajemnicy“ nie było jeszcze powodu. Ale i ten ruch wystarczył. Rih zrozumiał, że chciałem mu ulżyć ciężaru. Tem zachowaniem mojem obraziłem jego poczucie godności, to też w jednej chwili podwoił wprost szybkość.
Wyglądało to tak, jak gdyby tylko ziemia za nami znikała. W czasie takiej jazdy tylko dobry jeździec mógł nie dostać zawrotu głowy. Ogier nie sadził w długich odstępach; nie czuło się nawet, żeby ruszał nogami. Ciało jego leciało w linii prostej, wahającej się ledwie dostrzegalnie do góry i na dół. A jednak on nie zastosował był jeszcze swych zdolności w całej pełni.
Ranko pozostał daleko za mną, natomiast Szuta miałem przed sobą z każdą chwilą bliżej: z początku na kilometr, potem tylko na pół, wnet potem o dwieście, nakoniec o sto metrów. Ścigany oglądnął się i krzyknął z przestrachu. Uderzeniami kolby podniecał konia do większego pośpiechu, a poczciwe zwierzę czyniło, co mogło. Z wyciągniętą poziomo szyją biegł anglik naprzód w widocznych podskokach, ale piana zaczęła mu już ciec z pyska, a skóra błyszczeć od potu. To był zły znak dla Szuta: jego kary nie dorównywał mojemu. U Riha nie zauważyłem ani śladu piany lub potu, a nawet po jeszcze jednym kwadransie takiej gonitwy nie spodzie-