Strona:Karol May - Szut.djvu/421

Ta strona została skorygowana.
—   393   —

wałem się tych objawów. Ale oczywiście, pamiętałem więcej o jego zdrowiu, niźli o swojem własnem.
Jąłem się namyślać, co począć. Strzelać? To można było najprędzej i najpewniej uskutecznić. Rusznica niosła nawet na większą odległość niż ta, w której Szut teraz się znajdował, a wobec równego chodu konia mogłem mierzyć tak pewnie, że z łatwością zmiótłbym był Persa z siodła. Ale nie chciałem go zabijać. Jeślibym był strzelił do konia, byłby jeździec wyleciał z siodła i dostał się już napewno w moje ręce. Ale żal mi było pięknego, poczciwego zwierzęcia. Pozostawał jeszcze jeden dobry środek ujęcia Szuta bez szkody dla niego lub konia. Tym środkiem było lasso, które też zaraz odwiązałem.
W chwili, w której tem byłem zajęty, usłyszałem przeraźliwy okrzyk Szuta. On poderwał właśnie konia, który skoczył daleko, przesadzając jednę ze szczelin, opisanych mi przez przewodnika. W kilka sekund potem przeleciał i Rih ponad nią. Szerokość jej wynosiła najwyżej cztery łokcie.
Wtem oglądnął się Szut znowu za mną. Tak zwrócony wymierzył do mnie ze strzelby. Czyżby umiał strzelać poza siebie z siodła, jak Beduini? W tej chwili odwiodłem i ja kurki rusznicy i oba strzały huknęły zaraz po sobie. Nie wycelowałem w Persa, chcąc tylko jego konia przestraszyć. To mi się udało znakomicie, gdyż anglik rzucił się na razie w bok, a potem popędził naprzód w nieregularnych podskokach. Ponieważ Szut w tej właśnie chwili pociągnął był za cyngiel, dlatego oczywiście chybił.
Zarzuciłem strzelbę na plecy i owinąłem lasso o łokieć i przedramię. Musiałem się śpieszyć, gdyż przed nami wynurzył się wązki pas lasu. Gdyby Szut zdołał tam dotrzeć, byłby ocalony.
Z trudem tylko utrzymał się on na siodle, gdy koń w bok skoczył. Teraz starał się usiąść pewniej. Trzeba było nareszcie użyć „tajemnicy“. Położyłem koniowi rękę między uszami i zawołałem: „Rih“! Przez chwilę koń