Strona:Karol May - Szut.djvu/427

Ta strona została skorygowana.
—   399   —

Upadek z siodła ogłuszył go tak, że wytrzeszczył na mnie oczy, nie mówiąc ani słowa. Wnet nadbiegł także Omar.
— Jakto? — odezwałem się doń z radością. — Widziałem, jak upadłeś i sądziłem, że cię trafił!
— Drab źle strzelił — odrzekł. — Kula rozerwała mi uzdę i dlatego koń się przewrócił. Nareszcie, nareszcie mamy go! A teraz...
— Cicho! — prosiłem. — Pozwól mnie najpierw z nim się rozmówić.
— Dobrze, ale on do mnie należy!
Nie odpowiedziałem mu na to, gdyż właśnie zbliżył się Ranko, a za nim reszta towarzyszy. Halef przybył ostatni, gdyż był najdalej.
Najpierw potoczyła się oczywiście rozmowa o Szucie i o moim skoku przez szczelinę. Towarzysze odszukali to miejsce i nie mogli się nadziwić, że mi się skok udał. Rih zbierał laury, pieszczono go, a on rżał przy tem radośnie.
O Szucie wspomniano krótko, bo nie było się już nim co zajmować. Co do Hamda el Amazat prosiłem, żeby mu nie wyjawiać na razie, kim jesteśmy. Mieliśmy go osądzić dopiero po powrocie do Newera-chanu. Odzyskał był już przytomność, przywiązano go więc do jego konia, a Osko i Halef wzięli go między siebie, aby go zaprowadzić do chanu. Omar się też ofiarował, ale oświadczyłem mu otwarcie, że mu nie ufam. Zachodziła obawa, że towarzysząc więźniowi, nasyci swą żądzę zemsty bez oglądania się za naszem przyzwoleniem.
Wszyscy trzej pojechali na wskos do chanu, a my zwróciliśmy się tam, gdzie stał wóz. Stamtąd Galingré i jego rodzina nie mogli widzieć całego pościgu. Kobiety i zięć nie przeczuwali, z jakiem indywiduum mieli do czynienia. Z całem zaufaniem słuchali wszelkich jego wskazówek, nie wątpiąc ani na chwilę, że pochodziły od Galingré’go. Przypuszczali, że Galingré znajduje się już w Uskub i że na Hamda el Amazat zdał nieograniczone pełnomocnictwo. Gdy więc zaczął tak nagle umy-