do milczenia, przynajmniej co do pańskiej osoby. Ale jeżeli to, co pan wzbrania się przyjąć, dam pańskim towarzyszom, to nie popsuje mi pan tej uciechy. Nie, tego panu zrobić nie wolno!
— Oni są zupełnie panami swej woli. Nie mam prawa im rozkazywać i mogą postąpić w tym wypadku, jak im się podoba.
— To mię cieszy. Nie odradzi im więc pan, jeśliby gotowi byli pozwolić mi podziękować sobie.
— Nie. Wiem, że odmowa rani wdzięczne serce i obarcza je wielkim ciężarem. Czyń pan wedle swego upodobania! Jestem pewien, że znajdzie pan odpowiedni sposób, gdyż wśród właściwości charakteru u moich towarzyszy ambicya nie jest na miejscu ostatniem.
— Proszę zatem serdecznie pouczyć mię, jak mógłbym najstosowniej wobec każdego z nich uiścić się z mojego długu. Anglik...
— Nie wchodzi wcale w rachubę — wtrąciłem. — To lord i milioner. Szczery uścisk dłoni więcej dlań będzie znaczył, niż najcenniejszy dar. Zresztą on nie jest pańskim wierzycielem, gdyż jego także ocalono.
— A więc niech będzie Osko.
— Jego córka jest synową bardzo bogatego kupca w Stambule. On tam powraca i opływać będzie w dostatki. Wiem zresztą i to, że na odjezdnem w Edreneh otrzymał od zięcia swego znaczne środki na naszą podróż. Widzi pan zatem, że on nie potrzebuje pieniędzy. To Czarnogórzec i mógłby dar pieniężny uważać za jałmużnę, a to dotknęłoby go bardzo.
— A jak tam z Halefem?
— To biedak. Jego młoda żona jest wnuczką szejka arabskiego, który nigdy nie był Rotszyldem.
— Więc pan sądzi, że ucieszyłbym go jakąś kwotą?
— Tak. Jeżeli nie da mu pan wprost, lecz w dowod czci dla „najwspanialszej z żon i cór“, on wróci z dumą do ojczyzny i będzie tam o panu pamiętał.
— A Omar?
— Ten jest jeszcze biedniejszy. Był, podobnie jak
Strona:Karol May - Szut.djvu/431
Ta strona została skorygowana.
— 403 —