Strona:Karol May - Szut.djvu/436

Ta strona została skorygowana.
—   408   —

Milczał.
— Byłeś na tyle zuchwały, że wezwałeś mnie, żebym cię pojmał. Nie wyszło ci to szyderstwo na dobre. Jeżdżę lepiej, niż sądziłeś i przekonam cię wkrótce, że poznałeś mnie już dawniej jako dobrego jeźdźca.
— Ja ciebie nie znam.
Było widoczne, że mówił prawdę. Niewątpliwie przeżył bardzo wiele od czasu owego okropnego wypadku na szocie Dżerid, skoro sobie nas już nie przypominał. Osoby, spotykane w takich okolicznościach, zachowuje się zwykle w pamięci przez całe życie.
— Znasz nie tylko mnie, ale jeszcze kilku innych z nas — rzekłem. — Musiałeś odtąd tyle zbrodni popełnić, że ci szczegóły z pamięci wypadły. Najpierw jednak powiem ci, że to dobrze dla ciebie, iż nie masz brata, ani bratanka, gdyż Barud el Amazat i syn jego nie żyją.
Poruszył się, jak gdyby chciał powstać, ja jednak ciągnąłem dalej:
— Ali Manacha zastrzelono w Edreneh, o czem nie wiesz prawdopodobnie.
— To mnie nic nie obchodzi.
— A przypatrzno się człowiekowi, który tam siedzi przy stole. Nazywa się Osko i strącił twego brata Baruda z Czartowej Skały za to, że porwał mu córkę Senicę. Czy o tym czynie brata także nic nie słyszałeś?
Zacisnął zęby i milczał przez chwilę, a twarz pokryła mu się ciemnym rumieńcem. Po chwili wrzasnął do mnie z wściekłością:
— Po co opowiadasz mi o rzeczach, na których mnie wcale nie zależy i osobach, dla mnie zupełnie obcych. Jeśli chcesz ze mną mówić, to wymień mi powody, dla których postępujecie ze mną, jak ze złodziejem i mordercą!
— Dobrze. Zajmiemy się tobą. Obchodzimy się z tobą tak, jak na to zasługujesz. Jesteś mordercą!
— Milcz!
— Pomijam to, że Galingré’go miano zamordować w kopalni w Rugowej i to, że chcieliście tu zabić jego