Strona:Karol May - Szut.djvu/439

Ta strona została skorygowana.
—   411   —

— A mnie też nie poznajesz? — spytał Omar, przystępując powoli i odsuwając Halefa. — Jam jest Omar, syn Sadeka, którego zamordowałeś na jeziorze Dżerid tak, że leży pod solą w płynnym piasku, gdzie nikt przybyć nie może, by się pomodlić do Allaha i do proroka. Ścigałem cię, począwszy od Kbilli. Allah nie dopuścił do tego, żebym cię znalazł. Dał ci czas na skruchę i na pokutę, ale ponieważ potem żyłeś jeszcze gorzej, oddał cię nareszcie w moje ręce. Przygotuj się! Nadeszła godzina zemsty! Już mi nie ujdziesz, a pod twojemi stopami otworzy się dżehenna, aby przyjąć twą duszę, potępioną i przeklętą na wieki!
Jakaż to różnica pomiędzy tymi dwoma ludźmi! Omar stał spokojnie, dumnie wyprostowany, a w twarzy jego nie było ani śladu namiętności, nienawiści lub zemsty, tylko zimna i ponura stanowczość. Hamd el Amazat drżał nie z trwogi, lecz ze złości, rysy twarzy wykrzywiły mu się, a pierś podnosiła się, chwytając oddech.
— Ja mlahjiki, ja szijatin — syczał — laisz ana jazihr — o aniołowie, o dyabli, czemuż jestem związany! Gdybym miał wolne ręce, zadławiłbym was wszystkich, wszystkich!
— Niech się stanie twoja wola — odrzekł Omar. — Sam wydałeś wyrok na siebie. Zaduszę cię bez miłosierdzia. Effendi, czy masz mu co jeszcze powiedzieć?
To pytanie zwrócone było do mnie.
— Nie — odrzekłem. — Nie zaprzeczył niczego, ja skończyłem z nim.
— Więc domagam się, żebyś go mnie zostawił!
— Są jeszcze inni, którzy mogą się o niego upomnieć.
— Ale ja mam prawo największe i najdawniejsze. Kto się zgłasza z zamiarem wydarcia mi go?
Rozglądnął się dokoła, lecz nikt się nie odezwał. Co było czynić? Wiedziałem, że nie zdałyby się na nic ani prośba, ani rozkaz, ani groźba. Spytałem jednak:
— Czy chcesz go jak tchórz zamordować? Chcesz...
— Nie, nie! — przerwał mi. — Osko nie zamor-