— I nie jest królewiczem indyjskim?
— Nie.
— A więc okłamałeś nas! Świętokradco! Odpokutujesz to teraz. Zakneblujemy ci usta, że głosu nie wydasz z siebie i zaczną się męki. Konakdżi, daj co do zatkania mu gęby!
Gospodarz wyszedł i wrócił w tej chwili z kawałkiem sukna.
— Otwórz pysk, psie, żebyśmy mogli wsunąć knebel! — rozkazał Barud el Amazat, biorąc sukno i schylając się nad Halefem. Ponieważ jednak hadżi nieusłuchał rozkazu, dodał: — Otwieraj, bo ci klingą zęby wyłamię!
Ukląkł obok hadżego i dobył noża z za pasa. Teraz nadszedł czas ostateczny, żeby położyć kres temu wszystkiemu.
— Walić! — powiedziałem do stojących koło mnie ludzi.
Trzymałem już odwrócony sztuciec, gotowy do uderzenia. Po jednym ciosie wpadły dwie deski do izby. Z obu stron uderzyli Osko i Omar tak, że reszta okiennicy poszła za niemi. W sekundzie odwróciliśmy strzelby i wsunęliśmy ich wyloty do środka.
— Stać! Ani się ruszyć, jeśli nie chcecie dostać kulą w łeb! — zawołałem do wnętrza.
Barud el Amazat, który trzymał nóż nad twarzą Halefa, zerwał się w górę.
— Nemzi! — zawołał z przerażeniem.
— Zihdi! — zawołał Halef. — Wystrzelaj ich!
Ale nie było już do kogo strzelać. Zaledwie łotry usłyszeli moje słowa i poznali twarz moją przy świetle łojówki, zerwali strzelby ze ściany i wybiegli z izby, a gospodarz za nimi.
— Do Halefa! — zawołałem na Omara i Oskę. — Rozwiążcie go! Zgaście światło, żebyście się nie stali celem dla kul. Zaczekajcie w izbie spokojnie, póki nie wrócę!
Wykonali mój rozkaz natychmiast.
Strona:Karol May - Szut.djvu/44
Ta strona została skorygowana.
— 28 —