Strona:Karol May - Szut.djvu/444

Ta strona została skorygowana.
—   416   —

powrotu, a Ranko postanowił wozy odprowadzić do Rugowej. Należało jeszcze wiele rzeczy omówić. Oprócz tego nikt nie chciał pierwszy wyrzec słów pożegnania.
Tymczasem ja wyszedłem do studni. Wydało mi się brakiem ludzkości pozostawiać Hamda el Amazat niezgrabnym rękom oberżysty. Zaledwie jednak głos mój posłyszał, zaczął tak kląć i przezywać, że zawróciłem natychmiast. Przeszedłem się przez chwilę w ciszy porannej. Nie zaświegotał żaden ptaszek, żaden szmer się nie odezwał. To miejsce usposabiało do zastanowienia się nad sobą. Ale im głębiej wzrok do duszy się wciska, tem się bardziej poznaje, że człowiek jest tylko kruchem naczyniem, napełnionem, słabością, błędami i... pychą.
Po moim powrocie nastąpiło pożegnanie z rodziną Galingré’go i z Ranką. Daliśmy mu konia jucznego, gdyż nie był nam już potrzebny. Gdy wozy ruszyły z miejsca, staliśmy, patrząc za nimi, dopóki nie zniknęły na wschodzie, poczem dosiedliśmy koni. Nie pokazał się ani gospodarz, ani nikt z domowników. Cieszyli się, że goście opuszczali ich i obawiali się pożegnania, któreby nie brzmiało przyjaźnie.
Tak wyjechaliśmy pocichu z miejsca, które widziało ostatnie zdarzenia naszej długiej, długiej podróży. Po kwandransie skończyła się naga równina i objął nas znowu bór w swe zielone ramiona. Halef i Omar byli bardzo przyjemnie uradowani. Hadżi spozierał wciąż na mnie z boku, jakby mi chciał coś wesołego powiedzieć. Osko wbrew swemu zwyczajowi miał swój srebrnemi bortami obramowany kaftan z przodu szeroko otwarty. Powód tego wnet odkryłem. Poczciwy Czarnogórzec uwziął się, żeby mi pokazać gruby złoty łańcuch, wiszący na kamizelce. Dostał więc od Galingré’go zegarek.
Skoro spostrzegł, że zwróciłem swą uwagę na łańcuch, dał wyraz swej niezmiernej radości z powodu tak drogocennego upominku. To otworzyło wkońcu także usta hadżemu.
— Tak, zihdi — rzekł. — Francuz widocznie jest