Strona:Karol May - Szut.djvu/447

Ta strona została skorygowana.
—   419   —

płynęli do Jaffy, a stamtąd pojechali na poprzek przez Palestynę do Bosry w Dżebel Hauran?
— To byłoby oczywiście najodpowiedniejsze. Ale gdzie natrafią na okręt do Jaffy? A pomyślcie o pieniądzach, jakie musieliby zapłacić?
— Pshaw! Czy nie czeka na mnie Francuz tam w porcie? On nas zawiezie, a ja płacę za wszystko. Możemy wziąć na pokład wszystkie konie, a potem je tym dwom darować. Pojedziemy razem aż do Jerozolimy.
— My? Kogoż jeszcze dołączacie do tego towarzystwa?
— Naturalnie, że was i siebie!
— Oho! Ja muszę śpieszyć do domu!
— Głupstwo! Nagniewałem się dość, że w podróży naszej z Damaszku do morza musieliśmy zostawić Jerozolimę na boku. Nastręcza się sposobność naprawienia tego teraz, a wam kilka tygodni chyba obojętne. No, ręka! Jak powiedziałem, płacę wszystko.
Podał rękę i trzymał ją wyciągniętą.
— Trzeba się wpierw nad tem namyślić, sir — odrzekłem.
— To namyślajcie się prędko, bo gotów jestem znaleźć się w Jaffie, zanim wam dobra myśl przyjdzie. Well!
Taki to był już człowiek! Rada jego bardzo mi się podobała, zachęcałem siebie sam, żeby się na nią zgodzić.
Tymczasem dojechaliśmy do Gori, przybyliśmy w niespełna dwie godziny do Skali, spuściliśmy się potem z góry do Skutari, jako do końcowej stacyi w drodze przez kraj Skipetarów.
Lindsay przedstawił swój plan Halefowi i Omarowi, a oni przyjęli go z zachwytem, poczem obydwaj tak gwałtownie na mnie natarli, że w końcu przystałem na ich prośby, czego, otwarcie mówiąc, nie uczyniłem wcale niechętnie. Stało się to, co zawsze dzieje się ze mną: byłem dłużej zdala od ojczyzny, niż miałem zamiar pierwotnie.