zawsze krępowany. Ponieważ was jednak odszukałem, odprowadzę was do niego. Chciałbym zobaczyć ten sławny fortepian, na którym wtenczas daliście nam koncert.
Pamiętne miejsce Kaina i Abla nie budziło już tak dalece naszej ciekawości, odjechaliśmy więc do miasta. Było to znowu jedno z tych spotkań, jakich już tyle przeżyłem! Skutkiem tego zamiast w podróż na północ udałem się do kochanych Haddedihnów z plemienia Szammar. W dwa dni potem byliśmy już w drodze sami zupełnie, gdyż przewodnicy byliby nam tylko przeszkadzali. Przygotowania nie kosztowały mnie ani grosza. Lindsay kupił trzy dobre wielbłądy; jednego z nich pod zapasy. O podarki postarał się także bardzo hojnie. Nie potrafiłem niestety nakłonić go, by zdjął okropne szare kratkowane ubranie. Na wszystkie moje przedstawienia w tym kierunku odpowiadał stale:
— Dajcie mi spokój z waszą obcą odzieżą! Raz tylko miałem na sobie kurdyjskie ubranie i tego mi dość! Wydawałem się sobie lwem w oślej skórze!
— Rzeczywiście? To szczególne!
— Co szczególne?
— To odwrócenie. Bajka przecież mówi o ośle w lwiej skórze.
— Sir! Czy to ma być przytyk?
— Nie, tylko sprostowanie.
— Well! Nie wyszłoby wam to na dobre! Zresztą może wam dowiodę, że nie potrzebuję obcej skóry, aby okazać odwagę, skoro nadarzy się do tego sposobność. Wierzcie mi!
Ta uwaga była zbyteczna. Lord okazał się więcej niż dostatecznie odważnym, tylko że zwykle przy tem brał wszystko z odwrotnej strony. Sprostowałem porównanie z osłem i lwią skórą, by się przekonać, czy mogę z Lindsayem obcować po dawnemu.
Obraliśmy tę samą drogę, którą wówczas jechałem z pastwisk Haddedihnów do Damaszku i przejechaliśmy w okolicy Deiru przez Eufrat. Nie zdarzyło się dotąd nic godnego wzmianki. W Deirze jednak dowiedzieliśmy się, że Arabowie Abu Ferhan wypasający teraz trzody
Strona:Karol May - Szut.djvu/456
Ta strona została skorygowana.
— 428 —