Strona:Karol May - Szut.djvu/465

Ta strona została skorygowana.
—   437   —

w namiotach. Nasi wojownicy przyjmą was lab el barud, zabawą prochu, a z ust kobiet i córek zabrzmi pieśń pochwalna. Bądź u nas przyjęty, jak nie przyjęto jeszcze nikogo, gdyż jesteś najlepszym z naszych przyjaciół i samo twoje zbliżenie się przyniosło nam już szczęście. Ocaliłeś dwa najkosztowniejsze konie naszego szczepu. Czy powiesz nam, jak ci się to udało?
Dopiero to pytanie szejka skłoniło Halefa do odwrócenia oczu ze mnie na karego.
— Tak — zawołał — jeszcze zihdi nogi u nas nie postawił, a już spływa na nas szczęście z jego ręki. O zihdi, ukradziono mi twego Riha, konia mej duszy i karosza mojego serca. Jaka hańba byłaby spadła na mnie, gdybyś nie był pobił rabusiów! Jak dopędziłeś skradzione konie na waszych powolnych wielbłądach?
— Dowiesz się zaraz, skoro tylko powitam tego małego Beni Araba, o którym się domyślam, kim jest.
Ośmioletni może chłopiec siedział na młodym karym ogierze. Patrzył z konia na mnie wielkiemi, czarnemi oczyma z osobliwym wyrazem. Podałem mu rękę, mówiąc:
— Nie widzieliśmy się od trzech lat. Ty jesteś Kara Ben hadżi Halef, syn mego imienia?
— Ja nim jestem — odrzekł, a wskazując na swego młodego konia, dodał: — a ten kary ogier to Assil Ben Rih, syn tego, którego darowałeś mojemu ojcu.
— Co, Rih ma syna? — zapytałem zdziwiony.
— Syna i córkę — odrzekł Halef. — Czy mógł taki koń nie mieć potomstwa? Chciałem, żeby potomkowie jego byli tak samo czarni, jak on, dlatego dowiadywałem się o najlepszą czarną klacz. Ten sławny koń żył w pustyni arabskiej na dolinie El Hamad, musiałem więc pokonać wielkie niebezpieczeństwa, zanim zdołałem powitać szczęśliwego właściciela. Nasz Rih mu się podobał, zawarłem więc z nim umowę, że jeśli nam Rih da syna i córkę, to ona należeć będzie do właściciela klaczy, a syn do mnie jako właściciela ogiera. Tak się też stało. Rih spełnił nasze nadzieje i obdarzył nas tem, czego życzyliśmy sobie. Córka ma dwa, a syn trzy lata