nie jest uzasadnione. Ale na co przydałaby się nam rozłąka z wami? My bylibyśmy o siebie spokojni, gdy tymczasem wam groziłoby niebezpieczeństwo. To mogliby drudzy wziąć za tchórzostwo z naszej strony, aby więc tego uniknąć, zostaniemy. Ale gdy się moje obawy spełnią, to przypomnij sobie, na kogo wina za to spaść powinna.
Wziąłem sztuciec, chcąc pójść na polowanie. Widząc to lord, zapytał:
— Dokąd, sir?
— Zastrzelić coś do jedzenia.
— Well, idę razem.
— Wolałbym, żebyście tu pozostali.
— Z jakiego powodu? — Bo należy jak najmniej śladów wydeptywać.
— Jeden ślad więcej nie będzie stanowił różnicy. Ale czegóż taką minę macie? Gniewacie się na Haddedihnów?
— Tak.
— Czemu? Zauważyłem, że sprzeczaliście się z szejkiem, ale nie rozumiałem tego gadania.
— Zły jestem za to, że chcą tu zostać, gdy tymczasem ja uważam pobyt w lesie na dole za bezpieczniejszy.
— Czy ze względu na Bebbehów?
— Tak.
— Niech was to nie trapi! Czy zderzymy się z nimi tu, czy na dole, to zupełnie wszystko jedno.
— Ja myślę inaczej, mylordzie! Zresztą postanowiliśmy się powstrzymać od kroków nieprzyjacielskich.
— Well, nie miałem nic przeciw temu, ale jeżeli ci Kurdowie nadejdą i zechcą nas zaczepić, to ja wyrównam także swój rachunek z nimi. Ci gentlemani pozbawili mnie dwu palców i odłupali kawał kości z głowy. Nie chcę być wprawdzie mścicielem krwi, a jednak brzmi to nieźle: oko za oko, ząb za ząb, palec za palec, kość za kość. Jeżeli nas zostawią w spokoju, nic im nie zrobię, jeśli jednak będą uważali za stosowne boksować się
Strona:Karol May - Szut.djvu/491
Ta strona została skorygowana.
— 463 —