Strona:Karol May - Szut.djvu/50

Ta strona została skorygowana.
—   34   —

— Powiedziałem ci właśnie: poto, żeby ci na myśl nie przyszło wyjechać w podróż dla przyjemności. Oto tu stoi twoja żona, miła towarzyszka dni twoich. Z całą gotowością założyła już pętle tamtym i z rozkoszą okręci dokoła twoich rąk postronek, który ci się właściwie na szyję należy. Zwiąże ci ręce i nogi. Potem naradzimy się co do kwater. Obawiam się, że te izby nie wystarczą na pomieszczenie tylu żołnierzy. Podaj więc ręce swej kochanej hurysie, niech je razem złączy.
— Panie, wszak nic nie zawiniłem! Nie zniosę...
— Milcz! — przerwał mu Halef. — Nic mnie to nie obchodzi, co możesz znieść, a czego nie. Teraz ja rozkazuję i jeżeli nie usłuchasz natychmiast, dostaniesz baty.
Przy tych słowach podniósł harap do góry. Nieodstępne to narzędzie leżało przedtem niestety wraz z pistoletami i z nożem na stole, dokąd się dostało po rozbrojeniu Halefa. Teraz wziął je napowrót. Osko i Omar uderzyli groźnie kolbami o ziemię, a gospodarz wyciągnął ręce ku żonie, by je związała. Potem musiał się położyć na ziemi i pozwolić na skrępowanie nóg.
— Tak, dobrze, ozdobo mojego życia! — pochwalił Halef starą. — Obrałaś lepszą cząstkę, postanowiwszy mi być posłuszną bez szemrania. Dlatego sznurek nie dotknie rąk, ani nóg twoich. Możesz na skrzydłach swoich unosić się swobodnie nad domem, uszczęśliwionym twoją miłością. Nie próbuj tylko ruszyć więzów, gdyż to pociągnęłoby za sobą skutki, zdolne uszkodzić delikatność twych zalet. Usiądź tam w kącie i spocznij w cichem rozmyślaniu po trudach ziemskiej wędrówki. My naradzimy się tymczasem, czy dom wasz wysadzić w powietrze, czy też oddać na pastwę płomieni.
Powlokła się posłusznie do kąta, a Halef zwrócił się ku drzwiom, aby zapewne mnie poszukać. Gdy mnie ujrzał, ani mu na myśl nie przyszło usprawiedliwić choćby słowem swą nierozwagę. Ani jednym rysem twarzy nie okazał, że uznaje swój błąd. Najspokojniej przemówił do mnie tonem głębokiej powagi: