Upłynęło z pięć minut, kiedy usłyszałem lekkie uderzenia spadającego kamienia.
— Zbliża się — szepnąłem do lorda. — Weźcie go za szyję, ale odrazu tak mocno, żeby głosu nie wydał z siebie!
— A potem?
— To moja rzecz.
Usłyszeliśmy ciche stąpania, a w kilka chwil ujrzeliśmy jego samego. Księżyc oświecał go jasno, gdy tymczasem my leżeliśmy w cieniu skalistego przesmyku. Był chyba z Kurdów najlepszym do śledzenia, a jednak lichym wywiadowcą. Ja skradałbym się na jego miejscu ciemnemi miejscami za zaroślami i czołgałbym się, a on szedł prosto.
Z początku stawiał kroki powoli, aż nareszcie zatrzymał się i jął nadsłuchiwać. Nie zauważywszy nic podejrzanego, zboczył do przesmyku, musiał więc koło nas przechodzić. Trąciłem lorda, który wyprostował też swą długą postać. Kurd spostrzegł ją tak nagle tuż obok siebie, że cofnął się o krok przerażony, ale zanim się opamiętał i zdołał krzyknąć, chwycił go już Anglik za gardło.
— Mam go! — rzekł Lindsay. — Co teraz?
— Położyć.
Podniosłem Bebbehowi obie nogi, a lord opuścił go na ziemię. Kurd się nie bronił. Wyjąłem mu nóż z za pasa, przytknąłem ostrze do piersi tak, że je poczuł, poprosiłem Lindsaya, żeby puścił mu szyję i zagroziłem:
— Jeżeli wymówisz głośniej jedno słowo, zakłuję cię, a jeżeli będziesz posłuszny, nic ci się nie stanie!
Charczał przez chwilę, potem zaczerpnął powietrza, ale nie odważył się odezwać, ani zakrzyknąć.
— Widzisz, że nie zawsze masz szczęście w śledzeniu — mówiłem dalej. — Udało ci się raz, gdy byłeś tu z towarzyszem, ale teraz zginiesz, jeżeli nie zachowasz się tak, jak ci każę. Odpowiadaj na pytania, ale tak cicho, żebyśmy to tylko sami słyszeli! Czy Ahmed Azad obozuje z wami na dolinie?
Strona:Karol May - Szut.djvu/512
Ta strona została skorygowana.
— 484 —