Ta strona została skorygowana.
— 488 —
Pierwszy napastnik zerwał się z ziemi i umknął. Nie przeszkodziłem mu w ucieczce, pomimo że Anglik zawołał:
— Ten drab tam zmyka. Trzymajcie go, sir Kara!
— Niech zmyka! — odpowiedziałem. — Ujęliśmy kogoś lepszego i droższego!
— Kogo? Ali by god, to ów sławny brat szejka, którego mieliśmy wówczas zamordować.
— Tak. Do przesmyku z nim co prędzej! Na górę mogło wejść jeszcze więcej Kurdów! Ja zabieram jego, wy weźcie Amada el Ghandur!
— Nie potrzebuję nikogo. Pójdę sam! — odrzekł szejk. — Ty jesteś temu winien, effendi. Tego ci nigdy nie zapomnę. Chciałeś mnie uderzyć. Zrywam z tobą na zawsze! Zatoczył się do przesmyku, a my dwaj poszliśmy za