Strona:Karol May - Szut.djvu/53

Ta strona została skorygowana.
—   37   —

okno i oddaliliście się trochę od domu, aby się zabawić w żołnierzy.
— Tak, lecz tego nie zrobiłem bez dostatecznego powodu. Spróbowałem się raz zakraść na twój sposób. Położyłem się na ziemi i poczołgałem się do rogu, gdyż dowiedziałem się, że tam jesteś. Tam stali ci zbóje. Zakradłem się tak blizko, że słyszałem ich szept, chociaż słów nie zrozumiałem. To zwiększyło moje obawy i dlatego kazaliśmy ruszyć naprzód żołnierzom. Stąpaliśmy w takt, a Osko i Omar uderzali przy tem mocno kolbami o ziemię. Nasz gospodarz pomagał także.
— Gdzie on teraz?
— Odesłałem go do domu. Jako sąsiad konakdżego nie powinien mu się pokazywać; gdyż ten, wrogo usposobiony dla niego, mógłby się na nim zemścić.
— To jeszcze najmądrzejszy krok z całej twojej działalności dzisiejszej.
— Czy to nie świadczy także o naszym rozumie, że gdy droga była wolna, weszliśmy do domu i zmusiliśmy starą gospodynię do związania wszystkich mieszkańców konaku?
— Nie mogę powiedzieć, żebyś postąpił jak mędrzec.
— Tym ludziom nie należy się nic innego. Powiadam ci, że wszyscy sprzyjają naszym wrogom.
— Wiem o tem i dlatego przynajmniej na przeciąg dzisiejszej nocy zrobię ich nieszkodliwymi, bo wysłaliby natychmiast posłańca za zbiegami. Idź więc do środka!
Wróciliśmy do izby, gdzie gospodarz, jak to poznałem po jego twarzy, wyczekiwał ze strachem mego zjawienia się.
Halef bał się, że skrępowani odgadli, dlaczego wezwałem go najpierw do siebie, zanim wszedłem do izby. Aby uratować swoją powagę, przystąpił niepoprawny samochwalca do gospodarza ze słowami:
— Rada wojenna, którą odbyliśmy na dworze, skończona. Zgadzam się na postanowienie naszego mą-