Strona:Karol May - Szut.djvu/533

Ta strona została skorygowana.
—   503   —

chwiejąc się i potykając. Przywiązanie do mnie jeszcze raz popędziło go za mną. Serce na ten widok pękało. Poskoczyliśmy ku niemu; z piersi płynął mu strumień krwi, gruby na palec. Stanąłem przy nim pierwszy i objąłem mu szyję rękoma. Parsknął do mnie radośnie, polizał mnie po twarzy i szyi, poczem upadł powoli, najpierw tyłem, a następnie przodem. Po daremnym wysiłku, aby znowu się zerwać, podniósł swą piękną, małą głowę, spojrzał na mnie gasnącemi oczyma i zarżał cicho, jak przy skonaniu. Rzuciłem się obok niego na ziemię, ułożyłem głowę jego na mojej piersi, a Halef tymczasem starał się zatrzymać krew, z rany buchającą. Płakaliśmy wszyscy tak, jak gdyby umierał jakiś drogi, kochany, człowiek. Pysk karosza spoczywał mi na ręce, a on lizał ją coraz to lżej i powolniej, aż w końcu przestał ruszać językiem. Parsknął jeszcze raz, jeszcze raz zadrgnął kurczowo i... skończył życie!
Zdjąłem z głowy chustę z pod turbanu, przycisnąłem ją do rany i zebrałem ostatki cieknącej z niej krwi. Potem podałem sztuciec Halefowi z temi słowy:
— Masz tu, hadżi, tę strzelbę. Ty jeden oprócz mnie umiesz się z nią obchodzić. Chcę jeszcze chwilę pozostać przy koniu. Gdyby nadeszli Kurdowie, nie puść tutaj żadnego i wyślij kulę każdemu! Ty wiesz, że krwi nie pragnę, ale skoro z Riha ją wytoczyli, to wszystko mi jedno, kto jeszcze odda zań swoją.
— Tak, effendi, siedź tu spokojnie. — odrzekł. — Żaden z tych psów się do ciebie nie zbliży. Oczy zalewają mi się łzami boleści, ale mimo to będą na tyle bystre, że nie stracą celu ani razu!
Proszę nie sądzić zbyt surowo ówczesnego mojego nastroju. Lubieć zwierzę, kochać je niemal serdecznie, to nie jest objaw słabości, zwłaszcza gdy jest takie szlachetne, jak był Rih. Cierpiał razem ze mną głód i pragnienie, niósł mnie przez tyle niebezpieczeńtw i tyle razy ocalił mi życie, nawet teraz, gdy zginął od kuli, która mnie miała dosięgnąć. Można się poróżnić z ludźmi, z przyjaciółmi, można gniewać się na nich i smucić; Rih