drego effendiego, zatem dalszy wasz los leży w jego ręku.
Najchętniej byłbym go pociągnął za uszy, zanadto liczył na moją przychylność. Zadowoliłem się spojrzeniem gniewnem na niego i zacząłem przesłuchiwać gospodarza, ale bez skutku. Przeczył krótko wszelkiemu porozumieniu ze zbiegłymi.
— Panie, jestem niewinny — zaklinał się. — Spytaj moją żonę i ludzi, a powiedzą ci to samo.
— Naturalnie, ponieważ są pouczeni. Czy w twoim domu jest jakie miejsce, gdzie możnaby coś dobrze i pewnie schować?
— Tak, piwnica tu pod nami. Drzwi są tam w kącie, gdzie siedzi żona.
Podłoga była z twardo wydeptanej gliny. Tylko tę część, gdzie zajęła miejsce gospodyni, pokrywały deski i tam też znajdował się zapad, opatrzony prawdziwym zamkiem. Gospodyni miała klucz do niego w kieszeni. Nadół schodziło się po drabinie do dużej czworobocznej piwnicy, w której leżały rozmaite owoce. Wróciłem na górę i poleciłem zdjąć gospodarzowi więzy.
— Zejdź nadół! — rozkazałem.
— Co będę tam robił? — zapytał przestraszony.
— Urządzimy zebranie w piwnicy, ponieważ tam można bez przeszkody rozmawiać.
Gdy próbował się jeszcze wzbraniać, wydobył Halef z za pasa harap. To poskutkowało. Reszta musiała także pójść za nim po uwolnieniu z więzów. Gdy zeszła na końcu żona, wyciągnęliśmy drabinę. Potem przyniesiono z sypialni koce i poduszki i rzucono je im nadół. W końcu oświadczyłem im:
— Teraz możecie tam zacząć naradę. Namyślcie się, czy macie się jutro rano otwarcie do wszystkiego przyznać. Aby zaś nie przyszła wam ochota opuścić w jaki sposób miejsce narady, to przyjmijcie do wiadomości, że będziemy tutaj na drzwiach czuwali.
Zachowywali się dotychczas milcząco, lecz teraz zaczęli głośno protestować. Przerwaliśmy im przez za-
Strona:Karol May - Szut.djvu/54
Ta strona została skorygowana.
— 38 —