Strona:Karol May - Szut.djvu/56

Ta strona została skorygowana.
—   40   —

cię bez powodu i dlatego gotów jestem dać ci odpowiednie zadośćuczynienie.
— Panie, ja niczego nie żądam. Wystarczy mi to, że uważasz mnie za uczciwego człowieka. Jesteś obcy w tym kraju i nie znasz tutejszych stosunków, nic więc dziwnego, że tak zbłądziłeś. Twoi ludzie także, jak się zdaje, stąd nie pochodzą. Dobrzeby więc było, gdybyś w dalszej podróży miał kogoś, przynajmniej od czasu do czasu, komubyś mógł zupełnie zaufać.
Aha! Teraz doszedł do zamierzonego tematu. Podjąłem go, odpowiadając:
— Masz słuszność. Przewodnik, godzien zaufania, wart wiele; ponieważ jednak jestem właśnie obcy, dlatego nie powinienem brać nikogo.
— Czemu?
— Bo nie znam ludzi. Jak łatwo mógłbym nająć kogoś, niezasługującego na moje zaufanie.
— To prawda istotnie.
— Wiesz może o jakim pewnym przewodniku?
— Owszem. Ale musiałbym oczywiście wiedzieć, dokąd zamierzacie się udać.
— Do Kakandelen.
Powiedziałem nieprawdę, ale miałem w tem swój cel, gospodarz przybrał też odrazu minę rozczarowania i zauważył szybko:
— Nie spodziewałem się tego, panie.
— Czemu nie?
— Gdyż słyszałem wczoraj, że pojedziecie w zupełnie innym kierunku.
— W którym?
— Za tymi pięciu jeźdźcami.
— Ach tak! Kto ci o tem powiedział?
— Oni sami. Skarżyli się, że ścigacie ich już oddawna.
— Przyznaję, że to prawda, ale nie mam już nadal zamiaru tego robić.
— W takim razie masz chyba słuszny powód po temu, że postanawiasz tak nagle coś innego — wtrącił poufale.